Tkwię w stanie zawieszenia. Trwam. Z dnia na dzień, pomalutku, tłukę myśli serialami, zagłuszam muzyką. Ściągnięte szwy z ramienia, chirurg mnie przy tym pokaleczył, niech żyje dokładność. Blizna wygląda obrzydliwie satysfakcjonująco. Tęcza kolorów - wylewy podskórne z poprzecinanych naczyń. Boli, szczególnie kiedy Mateusz ćwiczy szczypanie precyzyjne.
Mateo dostał swój pierwszy niemleczny posiłek. Witajcie czasy marchewkowego syfu na wszystkim. Z utęsknieniem czekam na moment, kiedy będzie mu można dać jedzenie do ręki. Wczorajsza podróż z przychodni do domu, ponad godzina w korkach, wściekły wrzask młodego. Już niedługo chrupek kukurydziany i butelka z soczkiem będą zestawem ratującym życie i zdrowie psychiczne rodziców. Oby jak najprędzej.
Ostatnio nie wzlatam. Przyziemiłam się. Jest buraczano-pastewnie, oto odpowiedni podkład muzyczny, cudności:
i filmowy ( I <3 Masuka :P)
2 komentarze:
Cześć! trafiłam tu od GreenCanoe i pochłonęłam już ileś stron Twojego bloga. Swietnie piszesz, jesteś wyrazicielką mnóstwa moich myśli i mamy parę wspólnych rzeczy- mam troje dzieci, prawie 5-letnie, 3-letnie i najmłodsze urodzone 4 sierpnia 2011 :)
pozdrawiam i pozwolę sobie zaglądać :)
Witaj! :) Dzięki, że się odezwałaś :)))
Prześlij komentarz