Dzień dobry. Naprawdę dobry, od samego początku. Czyli od 5.22, bo o tej zbójeckiej godzinie Matju zawył "mamooooooo" i wyrwał mnie z płytkiego snu. Co w tym dobrego?!- zapytacie. Dobre jest to, że udało mi się nie przycisnąć jego krzyczącej paszczy poduszką i przytrzymać. A chciałam, och, jak bardzo chciałam. Widzicie, jaka jestem dzielna?
Dalej już jakoś poszło. Poranek wystartował a tryby rodzinnej machiny obracały się gładko i bez zgrzytów. Starsze dziś do szkoły odprowadzała Sąsiadka (cześć jej i chwała za to), Matju miał jechać z Tatą. Co dałoby mi dodatkową godzinkę na pracę/naukę. Alleluja. No i mogę zostać w piżamie, co za luksus... Alleluja x5. Udało mi się wszystko ogarnąć, ani razu się nie zdenerwowałam i o niczym nie zapomniałam, taka byłam z siebie dumna.
Budzenie (staram się łagodnie, sama nie znoszę być budzona i dzieciom chciałabym traumy oszczędzić), mycie, ubieranie, śniadanie, czesanie, drugie śniadanie do szkoły, ubieranie do wyjścia, papa, uffff, dwie oprawione, został jeden.
Tu już trudniej. Matju ma swoje zdanie na każdy temat i jest to zdanie przeciwne do mojego. Ubieramy się. NIEEE. Zjedz śniadanie. NIEEEE. Spakuj zabawki do przedszkola. NIEEEE. Chodź, uczeszę cię. NIEEEEE. Nawiasem mówiąc, trzeba go zabrac do fryzjera bo wygląda jak BeeGees.
Kiedy próbuję go namówic do współpracy, ucieka w kąt pokoju i siada na oparciu kanapy jak kura na grzędzie. Ale dopadłam go, przemocą ubrałam, wystawiłam za drzwi razem z Tatą i uffff. CISZA. Teraz herbatka, otwieramy laptopa, skończyć tłumaczenie, odesłać, potem dokończyć czytać książkę do recenzji, jeszcze drugie tłumaczenie a potem trzeba się pouczyć, za tydzień egzamin a ja nie jestem nawet w połowie materiału... Ups, dzwoni telefon.
Mąż: Nie dałaś Mateuszowi zimowych spodni do przedszkola.
Ja: KURWA MAĆ.
Koniec rozmowy.
Zimowe spodnie musi mieć, bez dwóch zdań, Wypuszczają ich na plac zabaw, w samym dresie przemarznie na kość :/ No nic, trzeba się zwlec, przyoblec jakąś odzież i zanieść te cholerne spodnie.
Ubrałam się więc z niechęcią, plując sobie w brodę za moje cholerne roztargnienie. Taki miły ciepły poranek się zapowiadał a tu trzeba iść na mróz. Wzdech.
Zimno. Na drodze korek, bo znowu zamknęli Głębocką. Koło przystanku autobusowego nie da się przejść, tłum stoi. Trzeba się przebić ulicą, między samochodami. Zimno. Nie zjadłam śniadania. I kurde jak zimnooooo. Ale już blisko, zaraz będę na miejscu, tylko jak to zrobić... Nie chcę żeby Matju mnie zobaczył. Może będzie otwarte to szybciutko chyłkiem przemknę do szatni, powieszę mu na wieszaku te spodnie... Spodnie. KURWA MAĆ, zapomniałam! Nie zabrałam tych pieprzonych spodni...
Powrót do domu i jeszcze raz... Ale za to jaki miły podwójny spacer. Zamarzły mi nawet włosy w nosie, o gałkach ocznych nie wspominając. Potrzebuję snu. Albo, niestety, kawy.
Właśnie dlatego, kiedy odbieram ze szkoły córki swoje i córkę sąsiadki, muszę je kilka razy przeliczać po drodze. Mogłabym jedną zgubic i nawet bym nie zauważyła.
8 komentarzy:
taaa, szlag człowieka z tym wszytskim w cholere trafia....
No, trafia. Nie ogarniam.
Fryzura piekna, lubie dluuugie wlosy u malych chlopcow
Ja niespecjalnie, ale te loczki takie ładne, sama bym takie chciała.
Ewo wybacz, ale uśmiałam się :D
To dobrze, o to mi chodziło :D
Młody od rana grzeczny, myślę będzie miły dzień. Odbieram o 12:15 jego i sąsiadkę. Nie...tylko jego i czekam na sąsiadkę kolejne 45 minut w szkole, bo ma zajęcia wyrównawcze,sprawdzian poszedł nie tak. No to kibluję z Młodym w szkole i uczymy się liczyć w malajalam, żeby się nam nie nudziło. A potem reszta dnia z zadyszką, do tej pory. A teraz tylko wino, żeby nie samotnie to zapodam sobie jakiś film.
Twarda jesteś, mnie o 23.00 trzeba zbierać szufelką z podłogi a Ty masz jeszcze siłę na filmy ;)
A tak w ogóle to zaczynają mi się podobać piosenki z Bollywood, te co bardziej rytmiczno-tańczące.
Prześlij komentarz