piątek, 19 grudnia 2008

Atak wirusa

Zuza jest chora. Znowu, wrrr. Powtórka akcji sprzed miesiąca - wysoka gorączka, katar, kaszel i inne drobne uciążliwości. Humor ma bardzo zły, czemu daje wyraz głośno i bez zahamowań. Wczoraj w nocy między 10.30 a 00.00 WYŁA. Tego już nawet nie można było nazwać płaczem, to był histeryczny ryk - bo piżamka nie taka, bo mama zgasiła lampkę, bo mama nie chciała o 11 w nocy puszczać muzyki z kompaktu i tak dalej. W końcu, kiedy z obłędem w oczach krzątałam sie w pokoju Zuzy, usiłując ją uspokoić (bez efektów, w ogóle nie słuchała co do niej mówię, jak ją chciałam przytulić to darła się jeszcze głośniej) w naszej sypialni zaczęła płakać głodna Ania.
Moje nieco nadszarpnięte nerwy po prostu puściły, opieprzyłam Zuzę zdrowo (łagodnie mówiąc), zgasiłam światło i wyszłam. Za 5 minut spała. Jeśli dziś się to powtórzy to nie ręczę za siebie. Zwłaszcza że ja też już zaczynam się źle czuć.
Mój mąż całe zajście przespał :) 

2 komentarze:

coralie pisze...

jak ja lubię tu zaglądać. dotąd myślałam, że moja Ewa i moje problemy to jakiś ewenement a tu proszę! widocznie niektóre "egzemplarze" tak mają ;)
ech...te rozdarte nocki. o zgrozo, ale w końcu robiłam to samo, jak już moje przytulanki wywoływały tylko wzmożony wrzask. działało.

Cuilwen pisze...

O, jak fajnie :) To znaczy niefajnie, że tak miewacie, ale fajnie, że nie jestem sama...
Taaa, na histerię jednak tradycyjne sposoby sa najlepsze ;)