Tydzień temu Zuzia wróciła z przedszkola z zapaleniem spojówek i biegunką (to juz drugi raz w tym miesiącu). Poszłyśmy do lekarza, głównie po kropelki do oczu. A pan doktor - szast prast, zbadał Zuzę i wykrył co? Zapalenie oskrzeli. Tak, jakby pozostałych kłopotów było mało.
Po trzech dniach leczenia, kiedy wirus jelitowy zaczął odpuszczać, oko przestało ropieć a kaszel nieco zelzał, Zuza zaczęła się skarzyć na... ból ucha. Ręce mi opadły i wezwałam lekarza do domu (co za szczęście, ze mam taką mozliwośc...). No i do kompletu mamy zapalenie ucha i pierwszy w czteroletnim zyciu Zuzi antybiotyk.
Anka trzymała się dzielnie, ale i ją w końcu zmogło. Od trzech dni kaszle jak stary gruźlik, a dziś w nocy obudziła się z 40stopniową gorączką.
O sobie wolę nie pisać, bo płakać mi się chce. Ledwie chodzę, oskrzelowy kaszelek wyrywa mi płuca a oczy pieką od gorączki. Od tygodnia nie wystawiałam nosa z domu (nie licząc paruminutowych wypraw do śmietnika, na które codziennie czekam jak na zbawienie) i przez następny tydzień będzie tak samo. Tylko się powiesić. I jeszcze ten obleśny śnieg za oknem.
Wiosno, przybądź, bo oszaleję.
4 komentarze:
och! śmieję się przez łzy, bo doskonale wiem o czym piszesz.
ewa przyniosła podobne świństwo jakiś czas temu, zaropiałe oczy plus zapalenie ucha ( w życiu czegoś takiego nie widziałam) rzecz jasna zuza po tygodniu zachorowała na to samo, ale u nas o dziwo antybiotyk tylko do miejscowo na oczy i uszy.
spacer w rytmie śmieć, wiem wiem. och wiem!!!
buziaki i ściskam wiosennie
to pisałam JA :)
co prawda los miodos, ale nie wiem co to za dziwaczne konto mi się utworzyło.
Kochana u nas to samo, trzymajcie się ciepło, ale bez gorączkowo. Całuski.
Dzięki :)
Prześlij komentarz