środa, 21 kwietnia 2010
"Stroma ściana" - Eugenia Ginzburg
Od lat odczuwam przymus (bo inaczej się tego nazwać nie da) czytania literatury łagrowej. Nie wiem czemu, bo to nie jest przyjemna lektura (a lekkość i przyjemność płynąca z tejże to teraz moje główne kryteria wyboru książek). Budzi poczucie winy - jak to, ja tutaj syta i w cieple, bezpieczna, pławię się w dobrobycie a oni... Mimo to MUSZĘ.
Skończyłam właśnie "Stromą ścianę" Eugenii Ginzburg. Klasyka łagrowa - stalinowskie więzienia i obozy na Kołymie okiem kobiety. Sporo przeczytałam w tym temacie książek, ale ta wytrąciła mnie z równowagi szczególnie. Czytałam ją, będąc matką, co drastycznie zmienia percepcję. I autorka wspomina o dzieciach. O kołymskiej "farmie dziecięcej".
Ten fragment, niedługi, czytałam po dwa zdania na raz, co chwila odkładając książkę i przełykając łzy. Oto próbka:
"Łóżeczka niemowląt stoją jedno przy drugim. Jest ich tyle, że jeśli zmieniać każdemu po kolei pieluszki to do pierwszego wraca się po półtorej godziny najwcześniej. A wszystkie są odparzone, wycieńczone, wyczerpane krzykiem. Jedne piszczą żałośnie i cienko, jakby juz zrezygnowały z nadziei na czyjąkolwiek reakcję. Inne wrzeszczą głośno z rozpaczą desperatów walczących o życie. A jeszcze inne w ogóle nie krzyczą. Jęczą tylko jak całkiem dorośli ludzie."
Na fermę dziecięcą trafiało potomstwo więźniów, urodzone w obozie. Matki wysyłano do pracy, przyprowadzano je tylko kilka razy dziennie na karmienie:
"W ciągu dnia kilkakrotnie rozlega się okrzyk z dyżurki: "karmienie!" I oto te same opatulone w łachmany, bezpłciowe stworzenia, ustawione piątkami, pospiesznie drepcza pod strażą tych samych białych kożuchów na farmę dziecięcą, gdzie każda mamka dostaje do rąk własnych maleństwo. Niemowlę ma niełatwe zadanie: musi wyssać parę kropel mleka z piersi osoby żywionej przydziałem łagrowym, a zatrudnionej przy pracach melioracyjnych. Zazwyczaj już po kilku tygodniach lekarze stwierdzają "ustanie laktacji" i mamka skierowana zostaje na etap, do wyrębu lasu albo i na sianokosy, niemowlęciu zaś pozostaje bronić swych praw do życia za pomoca buteleczek "Berisa" lub "Cerysa"."
Eugenia Ginzburg spędziła na Kołymie kilkanaście lat. Z lektury jej wspomnień wnoszę, że miała sporo szczęścia, nie przeżyłaby tak długo w koszmarnych syberyjskich warunkach, gdyby nie ludzka życzliwość i pomoc, oraz kilka pomyślnych zbiegów okoliczności.Sama pisze o swoich spostrzeżeniach:
"O wiele raźniej ruszyłam w dalszą drogę, przez cały czas zastanawiając sie nad szczęściem, jakim jest dla nas wszystkich rosyjski charakter. Wiedziałam juz o bestialstwach hitlerowskich i przyprawiała mnie o dreszcz myśl o tym, jak potworne jest połączenie okrucieństwa rozkazów z precyzją ich wykonania. Gdzież nam do nich! U nas prawie zawsze pozostaje otwarta furtka dla zwykłych ludzkich odruchów. I najbardziej okrutny rozkaz zostaje zneutralizowany czy to przez wrodzoną dobrodusznośc wykonawców, czy to przez ich opieszałość i nadzieje na przysłowiowe rosyjskie "jakoś to będzie".
Czytając jej zapiski byłam zdziwiona opisywaną często ludzkim zachowaniem zeków. Dzielenie się tymi marnymi okruchami żywności, które otrzymywali, opieka nad słabszymi, załatwianie lepszej pracy - autorka większość czasu przepracowała "pod dachem" - jako pielęgniarka, opiekunka dzieci, pomoc na farmie hodowlanej. (Zaraz po skończeniu "Stromej ściany" zaczęłam czytać "Opowiadania kołymskie" Warłama Szałamowa, i to, co on przezył to musiał być ostatni krąg piekielny, dno człowieczeństwa, a raczej odczłowieczenia.)
Zadziwiające, że Eugenia Ginzburg w piekle Kołymy nie straciła duszy. Mimo pracy ponad siły, głodu, zimna, pasożytów, chorób, wycieńczenia, poniżeń, przemocy ze strony nadzorców i zwyrodniałych więźniów kryminalnych (łagrowej "arystokracji"). Miała dość hartu ducha, żeby zachować przyzwoitość, moralnośc, pamiętać o pięknie (przez cały okres uwięzienia towarzyszyła jej poezja, wiersze recytowane z pamięci i te tworzone przez nią samą). W obozie spotyka miłość, wychodzi ponownie za mąż.
Ta książka to nie tylko opowieść o szczegółach życia więźniarki. To także zapis dojrzewania bohaterki, od młodej idealistki, przekonanej o własnej niewinności i pytającej jeszcze "za co?" do zmęczonej realistki, która już umie odpowiedzieć na pytanie "dlaczego?".
Autorka, mimo swoich przeżyć, nigdy nie straciła wiary w komunizm. I to jest tak samo, a może nawet bardziej przerażające niż wszystkie okropności GUŁAGu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
5 komentarzy:
bardzo chciałabym przeczytać a jednocześnie wiem, że mnie sprzed paru lat nie ma i nie jestem pewna czy dałabym rade przez nią przebrnąć. tak jak napisałaś będąc matką wiele, naprawdę wiele rzeczy się zmienia. i tak jak kiedyś mogłam tak teraz nie potrafię czytać, słuchać jak ktoś krzywdzi dzieci. sama siebie czasami nie poznaję, dziwią mnie niektóre moje reakcje...
nie dam rady przeczytać, fragment, który zacytowałaś wystarczył, żeby dać mi obraz. nie wiem jak to się stało, ale po latach kontaktu z literaturą z okresu wojennego w szkole średniej, a później na studiach z łagrową, już nie jestem w stanie czytać o ludzkich tragediach, a z drugiej strony o ludzkim zezwierzęceniu i okrucieństwie. i jedno co mnie bardzo męczy to ten często powtarzany slogan z czasów powojennych "nigdy więcej", a to się ciągle dzieje i bliżej nas niż sobie to wmawiamy.
No właśnie - nigdy więcej. A to się wciąż dzieje, vide obozy w Korei Północnej.
Trzeba pamiętać, jesteśmy IM to winni. Bo nic innego oprócz pamięci dla nich nie mamy.
A tak w ogóle to bardzo polecam te książkę. Jest, wbrew pozorom, bardziej optymistyczna niż inne pozycje o tematyce łagrowej, więcej w niej widać człowieka w sensie pozytywnym. Może to ta niezłomność autorki łagodzi trochę przekaz.
Jak przeczytałam to co napisałam na blogu, zorientowałam się, że nawet się nie zająknęłam o formie, języku, konstrukcji i tak dalej. To pewnie dlatego, że treść wyłazi z formy i kompletnie ją przysłania.
na pewno będę pamiętać o tej pozycji, ale na razie koncentruję się na książkach o dzieciach, bo psychicznie mi z tym łatwiej. ciągle zbieram ciekawe tytuły i mam nadzieję, że co raz więcej z nich będzie można dostać na rynku polskim.
i zgadzam się pamięć jest bardzo ważna, to jedyna broń przed potencjalną powtórką w temacie. a może w zasadzie nie jedyna, bo noszenie dzieci i dawanie im bliskości od pierwszych chwil powinno przywrócić harmonię w naturze. także wbrew pozorom dzieje się coś ważnego, powrót do korzeni :) małymi krokami, ale do przodu.
Prześlij komentarz