czwartek, 20 października 2011

Party hard - mother edition

Mateusz był marudny cały wieczór. Zabrałam go do kąpieli i zabawiałam śpiewaniem. Na początek Pressgang (tak ze cztery razy), potem Śmiały harpunnik i 16 ton w wersji angielskiej, też ze cztery razy. Zakończyłam koncert pieśnią religijną. Mateo docenił moje wysiłki i ładnie się uśmiechał.
Wyszłam z łazienki i wpadłam na porażoną zdumieniem Zuzę:
"Mamo, czemu robisz imprezkę w łazience??"

4 komentarze:

Małgorzatka pisze...

no właśnie, imprezy Ci tylko w głowie;-)) :-P

Cuilwen pisze...

Co ze mnie za matka nooo ;P
A na szanty bym poszła, piwka popiła, mózg wymęczony zresetowała...

Małgorzatka pisze...

ah te marzenia :D

MamLa pisze...

Widzę, że słuchamy jednej muzyki! Zapraszam na szanty do Wrocławia :)