czwartek, 28 sierpnia 2014

Mama Kangurzyca i Prawdziwe Wakacje

Dwa tygodnie w Ulubionym Kraju z Ulubionymi Ludźmi :) Wczoraj wróciłam z Kanady :) 
Otrząsam się z nieuchronnego szoku adaptacyjnego - spędziłam trzynaście dni absolutnej, nieskrępowanej wolności w otoczeniu tak przyjaznym, że dla mojego zestresowanego mózgu prawie nierealnym :) Powrót do kieratu jest więc nieco utrudniony. 
W samolocie do Toronto promieniałam szczęściem. Gdyby ktoś do mnie przytknął żarówkę, to pewnie by świeciła ;)


Byłam zaopiekowana i wożona po atrakcjach różnej natury :)
Niagarę raz już widziałam, ale w zimie. W lecie jest jeszcze piękniejsza.


CN Tower. Mój pierwszy raz. Widok...


... zapiera dech w piersiach. Gdybym miala na sobie skarpetki to pewnie by mi spadły z wrażenia ;)


Jest tam kawałek szklanej podłogi. Stajesz i masz pod sobą kilkusetmetrową przepaść. Nie powiem, bałam się trochę :D




 Pierwszy w życiu mecz baseballowy :D



Nawet zaczęłam trochę pojmować o co chodzi ;)


Nieodmiennie fascynują mnie tamtejsze domy. Są takie... ładne. W odróżnieniu od cementowych klocków w ojczyźnie.


Prom do Centre Island w Toronto. Cudny park na wyspie.


Mogłabym tam zostać na zawsze ;) No, przynajmniej do zimy :D


Widok z wyspy na miasto. Aaaaaa!


Prom z powrotem :)


Za płotem lotniska w Toronto gapiłam się na samoloty. Planespotting.


Wreszcie zjadłam poutine. Nie przypuszczałam, że fryty z serem, umaczane w mięsnym sosie, są takie dobre, mniom.


Ostatni dzień. Plaża w Toronto.
 Dundas Square.

Kanadyjskie graffitti - "be respectful" :) Bardzo miły kraj :D


Nie przypuszczałam, że którekolwiek miasto może mi się aż tak spodobać. A jednak.
Kaniony z betonu, stali i szkła. Dużo zieleni. Dużo rozmaitych ludzi, różne kolory, różne języki, niektórych nawet nie potrafiłam rozpoznać. Chodziłam z szeroko otwartymi oczami i lekkim szokiem.

 Miejski wodospad.


Chętnie bym się tam przeniosła na stałe, tylko jakąś pracę trzeba by... ;)



Co mogę powiedzieć... Nie chciało mi się wracać. A komu by się chciało ;)
Niniejszym dziękuję moim Ulubionym Ludziom za ten czas. Jesteście kochani :* Było bosko :D

11 komentarzy:

Ka pisze...

O rany.... ale WYPAS...

a jak sie ma malzonek????? :-)))

Cuilwen pisze...

Małżonek całkiem dobrze, dzieci również przeżyły i zachowują się normalnie :) Miały dużo atrakcji, Małżonek nauczył dziewczynki jeździć na rowerze, chodził z całą czeredą na basen, zabierał na obiad na miasto :)

Ojej, jak mi było DOBRZE! Przepełnia mnie głęboka wdzięczność oraz satysfakcja :)

Paulina pisze...

ale uśmiech masz od ucha do ucha na niemal wszystkich zdjęciach :) i torebkę piękną od mojej ulubionej projektantki :)

Cuilwen pisze...

Tam uśmiech to mój stan niemal permanentny ;) z wyjatkiem chwil kiedy dopada mnie jet lag i zasypiam tam gdzie stoję :D

W imieniu torebki dziękuję za komplement :)

Ka pisze...

Naprawde bardzo Ci zazdroszcze...
Kazda matke powinno sie wysylac na przynajmniej dwutygodniowy turnus wypoczynkowy na drugi koniec swiata. w samotnosci choc raz w roku......
Ojjjj....
tez bym tak chciala, ojjjjj.
No i Twoj maz jest wspanialy.
Na basen? Na obiad? Z trojka dzieci... podziwiam...!

Cuilwen pisze...

Ja tez podziwiam ;) Ale chyba nie miał wyjścia, siedzenie w domu z trojgiem wyjców by go przerosło i by ich w końcu wydusił, a tak to mieli jakies zajęcie ;)

Jestem przeszczęśliwa, że mnie los obdarzył Ludźmi, dzięki którym taka podróż jest możliwa :)

Unknown pisze...

Piękna podróż, ciarki mam ze wzruszenia :) a jetlagu współczuje. Moja Mama leci za 2 tygodnie do Montrealu. chyba do walizki jej wskoczę

Małgorzatka pisze...

supeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeer!
weź sie odezwij na czacie :D

Cuilwen pisze...

Aaaa, ja też chcę wskoczyć do walizki do Montrealu!

Mama Misi i Lucusia pisze...

no należało Ci się. Bardzo się cieszę.teraz mogę Ci już wysłać klocki i autka.

Kajka pisze...

No weź, zeżarło mnie z zazdrości. Też tak chcem :(