Marzę o tatuażu na plecach. Chciałabym sobie wydziarać drzewo, na przykład piękną amerykańską sekwoję, najlepiej w kolorze. Tak, żeby korzenie sięgały miejsca, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę, a czubek kończył się na szyi.
Mąż twierdzi, że mam oszczędzić plecy, bo on nie chce na to patrzeć. Pytam, gdzie w takim razie mam sobie wytatuować moją wymarzoną sekwoję. Pada odpowiedź: "na brzuchu".
Na moje obiekcje, że brzuch jednak rośnie, galaretowacieje, rozciąga się i tatuaż się rozłazi, mąż odparł beznamiętnie: "Najwyżej za parę lat będziesz miała baobab."
Iiii-haaaa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz