czwartek, 20 października 2016

Budzik

Matju przytuptał mnie obudzić jak co dzień o 5 rano.
Jak co dzień rano od dawna nie spałam, w cichym przerażeniu oczekując jego przybycia, włażenia na mnie, kopania, szczypania, ciągnięcia za włosy, innymi słowy - wszystkiego tego co w pojęciu pięciolatka sluży wyrażaniu ciepłych uczuć ("mamo kocham cię, jesteś taka mięciutka [szczyp_drap_szarp]")
Kiedy nadszedł wreszcie czas wstawania i budzenia dziewczyn, pomyślałam, że wyręczę się synem. On chętnie przyjmie na chudą klatę opór sióstr przed ruszeniem dupska z łóżek, a ja w tym czasie zdążę się szybko ubrać i może nawet uczesać. Ho ho.
Posłałam Matju najpierw do Ani, z pełnym sukcesem. Potem wyslałam go do Zu, pouczywszy, żeby budził ją jak najciszej i bez krzyku, albowiem Zu jest istotą nerwową i nie wolno jej drażnić.
Poszedł.
Zdążyłam się ubrać, zaczęłam szykować śniadanie, chciałam dopytać Zu o preferencje, wołam i wołam... Nic.
Do kuchni wchodzi Ania i informuje mnie, że Zu śpi.
Ale przecież posłałam brata, żeby ją obudził.
Kurwiąc subtelnie pod nosem poszłam sprawdzić co się stało.
Zobaczyłam to:


Matju bardzo wziął sobie do serca polecenie niepodnoszenia głosu. Poprosił Anię, żeby napisała "Zuziu obudź się" na karteczce samoprzylepnej a następnie wspiął się do siostry na górne łóżko i przykleił jej karteczkę do kołdry :D
Kurtyna.

:D :D