wtorek, 13 maja 2008

Chusta z Tajlandii

I znowu magia ręcznego tkania mnie zniewoliła :) Własnie przyszedł jeden z moich najnowszych nabytków, zakupionych w chustowym amoku - chusta z Tajlandii. Ręcznie tkana bawełna, podobno organiczna. O nazwę nie pytajcie - nie umiem jej przeczytać :D
To najdziwniejsza chusta jaką kiedykolwiek trzymałam w ręku. Nie jest drapiąca, przeciwnie - jest miła w dotyku, ma luźny, gruby splot, wyraźną fakturę, jest bardzo przewiewna, mimo swojej grubości. Równo, starannie podłożone brzegi. Piękny, kremowy kolor. I ten przaśno-pastewno-ekologiczny wygląd :) Mam słabość do takich rzeczy. Doprawdy nie wiem po co mi ona, ale nie mogłam sie jej oprzeć, to było silniejsze ode mnie :)
Nie mogę się nią poowijać i porządnie pomacać, bo aktualnie jest u mnie moja mama, która dostaje szału na widok każdej kolejnej chusty, a ja nie mam dziś siły słuchać "a po co ci to, masz tyle tych szmat...". Na razie Tajka leży zbunkrowana pod kołdrą w sypialni :) Pstryknęłam tylko na szybko kilka fotek:








2 komentarze:

Mama Misi i Lucusia pisze...

skąd ja to znam- po co Ci tyle chust, co będziesz z nimi robić...ble, ble....czekam na nowego vatanai i utknął w drodze...buuuuu

Cuilwen pisze...

Oj, to pech... Łączę się w bólu :) Może niedługo dojdzie.