W pewnym momencie zrobiło mi się jakby słabo, straciłam pion i runęłam... tylną częścią ciała na podłogę. Pech chciał, że na linii lotu znajdował się akurat nocnik Zuzi.
Łupnęłam w niego zadkiem aż huknęło.
Nocnik z kaczuszką się, khem khem... zdezintegrował. W drebiezgi :)
Zuzia wybuchła płaczem, rozpacz, dramat, histeria, nocnik się popsuuuuuł, mamooooo, ratunkuuu, mój nocnicieeeeek!
Nic to, że ostatnio go olewała. I to nie dosłownie, bynajmniej :)
Histeryzującemu dziecku podano doustnie biszkopcik i zapadla cisza :) Niepedagogiczne acz skuteczne :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz