poniedziałek, 2 lutego 2009

Już po wszystkim

Już się przeprowadziliśmy. Ufff. Na początku - wielki SZACUN dla firmy  MOVERS, która uporała się z naszą przeprowadzką fantastycznie sprawnie. O ósmej rano do starego mieszkania wparowało ośmiu silnych panów, którzy z prędkością huraganu zaczęli pakować nasze rzeczy. Na szczęście dostarczyli swoje kartony, my byśmy w życiu nie zdołali zebrac tyle materiałów opakowaniowych, żeby starczyło na nasz dobytek.
Całe pakowanie zajęło panom pięć godzin. Potem znoszenie paczek do samochodów (było ich trzy - jeden baaardzo duży i dwa mniejsze). Przewiezienie do nowego mieszkania - około pół kilometra :). Potem wniesienie wszystkiego na górę i złożenie mebli. Podczas przeprowadzki nic nie ucierpiało, wszystko było zapakowane bardzo szczelnie i profesjonalnie.
Akcja, zgodnie z zapowiedzią szefa firmy, skończyła się równiutko o 18.00. Panowie wyszli a my zostaliśmy... i się zaczęło :)
Jako, że do większości spraw podchodzimy średnio niefrasobliwie, również i przeprowadzkę potraktowaliśmy w ten sposób :) Nie przygotowaliśmy sobie zapasu niezbędnych rzeczy na pierwsze dni w nowym miejscu. Tak oto życie na Derbach 17 rozpoczęliśmy od poszukiwania bielizny, ręczników, noży, kubków, maści do dzieciowej pupy i paru innych rzeczy.
Jeszcze nie mamy kuchni, będzie dopiero po 15. lutego. Nie mamy nawet kuchenki gazowej. Żyjemy fast foodem, kanapkami i frytkami z mikrofali. Ma to swój urok, ale już przestaję się mieścić w spodnie, więc z utęsknieniem czekam na rozwiązanie kuchennego problemu.
W tej całej przeprowadzce największą frajdę mam z... windy. Jak muszę wyjść z dziećmi to po prostu ubieram je, pakuje Ankę w wózek albo chuste i wychodzę :) Wnoszenie zakupów - żaden problem. Winda pod same drzwi mieszkania. Już nigdy więcej taszczenia na raty wózka, zakupów, kurtek, dzieci. Juz nigdy więcej potu cieknącego po tyłku, wyjącej na schodach Zuzy (mamusiuuu, weź mnie na ręce, ja już nie mogęęęę iść!!!), rąk urywających się niemal pod ciężarem siat i wijącej się Anki. Boże, dzięki Ci, co za ULGA.

Fotki z nowego lokum postaram się wkleić wkrótce. Dokumentacji fotograficznej z przeprowadzki niestety nie będzie, albowiem podczas akcji nie mogłam znaleźć aparatu :D A szkoda, bo było na co popatrzeć - chyba ze sto pięćdziesiąt kartonów poustawianych na klatce schodowej robiło naprawde spore wrażenie;)

2 komentarze:

Gabryjelov pisze...

No to super!!!Teraz już tylko do przodu.Parę tygodni,i wyjdziecie z kartonów.A winda-super wynalazek...ja nie mam...całe szczęście w domku pomieszkujemy.Ale jak sobie pomyśle,że mieszkałabym u moich rodziców...i miałabym taszczyć się z całym majdanem na 2pietro starego budownictwa...w te i z powrotem...to ciarki czuje na plecach.:)Czekamy na fotki

coralie pisze...

wow, winda! marzyłam o tym taszcząc za każdym razem wózek i zakupy na piętro.
Gratuluje udanej przeprowadzki i trzymam kciuki za kuchnie ;)