piątek, 14 stycznia 2011

Wieczorne atrakcje

Małżonek dziś wraca z Budapesztu, jestem sama z młodymi. Dziczą, wyją, biją się, żądają jedzenia, rozrywek, noszenia, bajek, wycierania nosów i tyłków. Po całym dniu mam ochotę rozpędzić się i przebić głową ścianę. Wielokrotnie, raz przy razie.
Zazwyczaj punktem końcowym dnia jest kąpiel, codziennie około 18.30 - Moja Chwila. Dzieci odczyszczone z resztek jedzenia, kurzu (słaba ze mnie gospodyni), ziemi z doniczek, śladów po flamastrach itd, ubrane w piżamki, nie domagają się już niczego oprócz bajki w tv i buziaka na dobranoc. Dlatego codziennie czekam na kąpiel jak na zbawienie. Wypuszczenie roboczego konia z kieratu.
Dziś jak zwykle - nalałam wody do wanny, zapędziłam stado do łazienki, rozebrałam i z ulgą wstawiłam do wody. Reakcja - okropny krzyk "mamoooo aaaaaa zimnoooooo!!!!" Tak. Cudownie. Nie ma ciepłej wody. Zamiast wykąpać potwory i osadzić się przed tv jak Pan Bóg przykazał, kojąc zmordowany mózg papką z seriali, muszę grzać wodę na kuchence w wielkich garach, następnie gary te zadźwigać do łazienki nie oparzywszy przy tym siebie ani latających dookoła stworzeń.
Niby drobiazg. Ale jak wkurza aaaarggghhhh...

PS. Kiedy pisałam tę notkę, małe potworki nawrzucały do wanny skorupek od jajek oraz obierki z jabłek. Wygrzebane ze śmietnika. Ratunku.

2 komentarze:

Małgorzatka pisze...

Dziękuję za ten szczegółowy opis. Wreszcie jestem sobie w stanie wybobrazić jak to jest z dwójką. (drugie rodzę w sierpniu) hahah.

;-)

Cuilwen pisze...

Powodzenia ;) Na początku nie jest tak źle, dopóki drugie nie zacznie się przemieszczać :P