poniedziałek, 16 stycznia 2012

Jestem TAM...

... czyli TU. Czyli w Kanadzie :) Polskich literek nie ma. Auc.
Klusek okazal sie urodzonym podroznikiem. Dziewieciogodzinny lot zniosl znakomicie, zaplakal tylko raz, mniej wiecej w polowie, kiedy nie mogl sie zdecydowac czy jest bardziej zmeczony czy glodny. Poza tym radosnie gugal, zaczepial wszystkich przechodzacych kolo jego fotela i rozdawal promienne usmiechy.
Zapewne malenki udzial mial w tym sukcesie fakt, ze mama nie miala nic innego do roboty, li i jedynie zabawianie dziecia. Wszelkie zyczenia Prezesa byly natychmiast spelniane, co, jak mniemam, wplynelo pozytywnie na jego samopoczucie.
Rozjechaly mi sie strefy czasowe.
Dobrze mi tu.
:)

ps. fotki z podrozy mam i postaram sie wkleic niedlugo. Z naciskiem na "postaram sie". ;)

3 komentarze:

KORONKA pisze...

Ale fajnie! Ewcia, bawcie się dobrze!

Arantalanthas pisze...

a ja nie chcę być TU :P
zasypało nas, nie ma jak łazić z tymi dziećmi. Poka foty to nacieszę oko ;p

GOSIA pisze...

yay!