Mateo osiągnął właśnie jeden z momentów krytycznych w rozwoju niemowlęcia. Jest to mianowicie czas, kiedy dziecko bardzo dużo chce ale bardzo niewiele może. W związku z tym od czubka głowy po koniuszki tłustych paluszków przepełnia go frustracja. I pragnienie czynu.
Wzięty na ręce wygina się we wszystkie strony, sięga tu i tam, żwawo się rozgląda, chwyta co ma w zasięgu łapek, więc trzymanie go przypomina próby opanowania kłębowiska węży. Muszę bardzo uważać, bo ulubionym celem są moje okulary. Kocha też bawić się maminymi włosami, te, które nie zdążyły wypaść po porodzie, niechybnie zostaną wyrwane. Auć.
Posadzony w foteliku wierzga, pręży się i usiłuje z niego wyjść. I prawie mu się udaje.
Położony na podłodze turla się całkiem sprawnie i w kilka chwil potrafi się przemieścić z jednego końca pokoju do drugiego. Niestety, nie panuje jeszcze w pełni nad tym procesem, moduł planowania w małym mózgu najwyraźniej jest dopiero w fazie rozruchu i za każdym razem przemieszczanie kończy się tak: "gdzie ja jestem i co ja tu robię ratunku uaaaaaa uaaaa uaaaa!". Obłożony zabawkami przekręca się na brzuszek i usiłuje je wszystkie zgarnąć pod siebie, kiedy któraś ucieknie, Młodemu włącza się alarm dźwiękowy. Bardzo, ale to bardzo głośny. Naprawdę bardzo.
Podczas jedzenia posiłków umownie zwanych "stałymi" (czyli maziowatych papek) łapie miskę, poluje na łyżeczkę, energicznie wierzga (potrafi celnym kopem wytrącić mi z ręki to czym akurat usiłuję go nafaszerować, nosz Chuck Norris istny).
Niecierpliwie czekam na raczkowanie. Jeszcze z półtora miesiąca męki i Młody będzie samobieżny. Wspominam te momenty w rozwoju dziewczynek z rozrzewnieniem - ot chowało się wszystkie niebezpieczne rzeczy, puszczało małego gremlina na podłogę i, o cudzie, SPOKÓJ był. Dziecinka czworaczyła radośnie i znajdowała sobie różne ogólnorozwojowe zajęcia: a to possała sznurówki tatowych butów, a to wygrzebała i zeżarła zapomniany biszkopcik spod kanapy, a to wysypała płyty/książki/zabawki z półek. I CISZA była, panie. CISZA. I dało się żyć ;)
8 komentarzy:
Pięknie potrafisz zauważyć wszelkie szczegóły dotyczące rozwoju Twojego synka Ewa. Jesteś bardzo mądrą mamą.
Nie czuję się tak ;) Ale baaardzo Ci dziękuję :))
Po pierwsze , ubawiłam się przy poprzednim poście wraz z moim małzonkiem :D Po drugie , fakt , dzieci czteronożne są mniej upierdliwe , tylko trzba pochowac troszkę skarbów , ale za chwile trzeba będzie kask na łepetyne założyć jak zacznei wstawać :D
Jestem matką ekstremalną, wychodzę z założenia że jak się rąbnie parę razy to się zrobi ostrożniejsze ;) U dziewczynek to podejście się sprawdziło, po pierwszych kilku skuchach były megaostrożne i nie wymagały uwagi tudzież pilnowania i latania za nimi :)
Ja muszę uważać, żeby mi Młody do kociej kuwety nie wlazł :) czołga się jak rasowy żołnierz :) a jak się doczołga tam gdzie chciał to wrzeszczy, żeby go stamtąd zabrać :) grrr... - ciszy brak
A no jak jest kuweta to wiadomo, że trzeba pilnować. Dzieci lubią się pobabrać w różnościach. Przypomina mi się jak dwuletnia Zuza zdjęła pampersa i zawartością wysmarowała pół pokoju ;) Jeszcze mi ciśnienie skacze na samą myśl :P
Dobrze opisane:) A jak nocki? Bo u nas coś na kształt przeżywania również w nocy. Ostatnio sypiam po 3h. Wyje to jak zarzynane co 20min:)
Ja chyba kiepsko wspominam okres raczkowania Heli ale po Twoim opisie nastawiłam się pozytywnie:)
Oj, współczuję :( Nocki u nas raz lepiej raz gorzej. Czasem Mat nie może spać, a czasem on śpi a ja nie mogę. Dziś spał jak anioł a ja spędziłam noc na atakach paniki na przemian z napadami histerycznego płaczu. Ledwie widzę na oczy.
Nastaw się pozytywnie i daj dziecinie trochę wolności jak zacznie raczkować ;) W granicach rozsądku oczywiście :P Trzeba na podłodze narozsypywać różnych rzeczy - butelek po napojach wypełnionych np fasolą żeby grzechotały, drewnianych łyżek, pokrywek od garnków, rolek od papieru toaletowego, kubeczków po serkach i jogurtach i tak dalej. Moje dziewczynki na takim torze przeszkód wsiąkały na dłuuuugo :)
Prześlij komentarz