poniedziałek, 21 maja 2012

Matecznik matek

Mam zwyczaj (spece od dobrego wychowania twierdzą, że haniebny) czytać przy jedzeniu. Pasza i literatura są dla mnie nierozłączne. Strawa dla ciała i strawa dla ducha. Ostatnio duch mój cierpi na niestrawność, więc dostał pożywkę wyjątkowo lekką, zatytułowaną "Niania w Londynie". Nic specjalnego, w dodatku średniej jakości tłumaczenie, ale przyjemne do kotleta. W masie banału natrafiłam na coś, co chciałabym zacytować:

"Szedł ulicami pełnymi domów takich, jak jego dom: z wiktoriańskiej cegły, oddzielających go od matek, które tkwiąc dobrowolnie w swoich luksusowych więzieniach, zagłuszały jednostajny szum w głowach, słuchając płaczu dzieci i narzekania niemowlaków. Gdy potrzebna im była społeczność, mogły włączyć radio i doświadczyć traumy przy słuchaniu dramatycznych nowych historii o śmierci i destrukcji. Kiedy potrzebowały towarzystwa, mogły włączyć telewizor i stanąć oko w oko z perfekcyjnymi wyobrażeniami oraz reklamami stworzonymi po to, by czuły się za grube, brzydkie, śmierdzące i smutne. A kiedy robiło się tego za dużo, mogły zacząć łykać prozac i siedzieć cicho."

I jeszcze jeden:

"Josh widział teraz matki w nieco innym świetle. Zamiast patrzeć przez nie na wylot - jak to miał w zwyczaju - zorientował się, że ma ochotę kłaniać im się w pas, gdy mijały go na ulicy. I z pewnością widział też w innym świetle nianie. Jego zdaniem nianie i matki przyjęły na siebie rolę biblijnych akuszerek - milczących, niewidzialnych, ratujących życie, dających mężczyznom czas na zabijanie się nawzajem i snucie niestworzonych opowieści. Aż do tej pory uważał swoje argumenty na rzecz wyższości własnej płci za bezdyskusyjne. Jak to możliwe, że nie było kobiety Szekspira, kobiety Einsteina, kobiety Shackletona, wyliczał w barach całego Londynu na użytek dziewczyn, które wydymały wargi w udawanym gniewie. Ale teraz znał odpowiedź. Były, ale zajęte wycieraniem dziecięcych pup i  malowaniem palcami."

Jako idealny komentarz do powyższego nasuwa mi się taki obrazek ;)