sobota, 30 czerwca 2012

Turcja. Część druga - hotel.

Hotel Paradise Side Beach był, krótko mówiąc, bez zarzutu. Położony nad samym morzem, w postaci kilkunastu niedużych, jasnych  budynków, rozsianych wśród wypielęgnowanej zieleni. Nastawiony na turystów niemieckich, co miało swoje zalety - wysoki standard i wady - komunikacja niemal wyłącznie w języku tureckim i niemieckim. Tylko jedna pani w recepcji władała zrozumiałą angielszczyzną; kolejna władała czymś angielskopodobnym a reszta tylko po turecku i germańsku. Dobrze, że małżonek mój dużo podróżuje i ma wprawę w dogadywaniu się ze wszystkimi, skoro poradził sobie w Chinach, Japonii i Argentynie -  Turcja to dla niego pikuś ;) Odświeżyłam swój skromny zasób niemieckich słówek, usiłując porozumieć się w najprostszych sprawach :)

Apartament rodzinny składał się z salonu z telewizorem (i kablówką, mieliśmy nawet dwa programy po polsku) i niedużej sypialni.
Telewizor nie raz uratował nam życie, kiedy należało zagospodarować wariujące dzieci. Oglądały bajki po turecku :)


Poprzyjazdowy, wszechobecny bałagan.


Był nawet nieduży tarasik i suszarka do prania. Średnio spełniała swoją rolę, bo wilgotność powietrza wahała się między 80 a 90% i mokre rzeczy powieszone na tarasie wieczorem, rano były tak samo mokre ;)


 Dostaliśmy więzienie dla Kluska. Spędził w nim może z godzinkę w ciągu całego pobytu, traktując to jako atrakcję ;)


Brakowało wanny. Matju boi się prysznica, więc byłam zmuszona improwizować :) Na szczęście umywalka była wielka.



Uwaga, dalej będzie bardzo przyrodniczo ;)

Najpowszechniej występującą zwierzyną oprócz much (dziwne, nie widziałam ani jednego pająka), były jaszczurki...


...i ślimaki. Coś takiego widziałam pierwszy raz w życiu - gromady nieruchomych ślimaków na każdej pionowej powierzchni - lampach, krawężnikach, ścianach, drzewach...


Po całym terenie hotelowym błąkały się liczne koty. Lubię koty :)


Przy recepcji rosło drzewko pomarańczowe... Prawdziwe, z pachnącymi pomarańczami :) Macałam je ze wzruszeniem. Powiało mi egzotyką :)


Oczywiście mój pełny zachwyt wzbudziły palmy. Pierwsze palmy w moim życiu! Były rozmaite - niektóre "normalne" - wysokie i smukłe:


Inne jakieś takie przyziemne... Zuzia nazywała je "palmami ananasowymi" bo trochę przypominały gigantyczne ananasy.


Na niektórych zwisały takie dyndajce (owoce? nasionka? w każdym razie bardzo ładne):


Na innych jakieś wiechcie... :)


Z upodobaniem kazałam się fotografować na palmowym tle :)





Zieleni było mnóstwo, w większości gatunków zupełnie mi nieznanych, ale bardzo malowniczych.









 Gdzieniegdzie rosły wielkie kaktusy. Z jednego z nich wyrastało coś, co początkowo wzięłam za drzewko, ale okazało się... kilkumetrowym kwiatem. Dziwne formy tworzy Matka Natura.


W kępie bambusów :)


 Eleganckie budyneczki pokryte były winoroślą. Cudny widok, byłam zachwycona. 



Winorośl zwisała nam nawet na tarasie.


Spędziłam mnóstwo czasu, wędrując po hotelowych alejkach, albowiem Klusek odmówił spania w łóżku i na drzemki zasypiał jedynie w wózku. Wózku, dodajmy, poruszającym się ;) Nie przeszkadzało mi to specjalnie, lubię spacery a otoczenie było naprawdę zachwycające.


Jedzenie było pyszne i dużo. Bardzo dużo...




 ... ojojoj bardzo, bardzo dużo. Po powrocie jest mnie ze trzy kilo więcej ;)


Może to wina pożeranych przeze mnie systematycznie kilogramów baklawy ;) Za baklawę oddam wszystko... MNIAM :D



Dzieciątka na ogół konsumowały z entuzjazmem.



Nawet Matju znalazł coś dla siebie ;)


Ale czasem życie po prostu staje się zbyt męczące i należy się zregenerować drzemką. A że przy obiedzie? No cóż... :PPP




CDN :)

6 komentarzy:

Małgorzatka pisze...

Turcja jest wspaniała!!
MUSZĘ tam wrócić.
Marzą mi się wakacje, ja sama z synem :P:P:P:p ewentualnie bez;)

Cuilwen pisze...

Zdecydowanie BEZ :) Razem pojedźmy... :D

kakot pisze...

a to pierwsze na gałązkach na palmie to nie daktyle czasem? :)
zazdroszczę wyjazdu...

Cuilwen pisze...

Nie wyglądało jak daktyle, w środku było białe i w cholerę twarde :P Ale może po prostu niedojrzałe?

Wiesz, taki wyjazd lepiej wygląda we wspomnieniach i na zdjęciach niż w trakcie ;) Mnie się bardziej podoba sprzed komputera niż znad basenu ;)

Mama Misi i Lucusia pisze...

te oleandry za Tobą- zwariowałam z zazdrości.

Cuilwen pisze...

Które to oleandry, te różowe? Takie krzaczory rosły wielkie, białe i różowe kwiaty miały, wyglądały przepięknie, chodziłam tamtędy kilka razy dziennie, tylko żeby popatrzeć :) I pachniało nawet :)