poniedziałek, 25 lutego 2013

Przepaść

Małżonek powrócił na łono rodziny po tygodniowej nieobecności. Wrócił w sobotę, a już w niedzielę, Wyrodna Żona postawila sprawę jasno - człowieku, zabierz te dzieci z domu, idźcie gdzieś... Albo dzwoń do Tworek i rezerwuj pokój bez klamek. Małżonek, acz zmęczony i dręczony jet lag'iem, nie protestował (zapewne mój wygląd zniechęcał do protestów). Po południu dzieci zostały na cztery godziny zabrane do Babci Eli. Babcia (czyli moja droga Teściowa), oprócz tego, że jest atrakcją sama w sobie, posiada dodatkowy atut w postaci Baldura - przynależnego do mojego szwagra, wielkiego kota rasy Maine Coon. Dzieci kochają go ganiać. Biedny sierściuch niedługo będzie potrzebował kociego psychiatry ;)
Tak oto zostałam sama w domu.
Przygodę z samotnością rozpoczęłam od sporządzenia wielkiej michy tiramisu. Nastepnie zasiadłam przed komputerem i oglądalam True Blood odcinek za odcinkiem, z krótkimi przerwami.

W pewnej chwili złapałam się na nasłuchiwaniu płaczu dziecka. I SŁYSZAŁAM. Już byłam gotowa zerwać się i lecieć, ale przypomniałam sobie, że przecież żadnego dziecka nie ma. To tylko nerwy.

Dawno zapomniałam jak to jest - móc robić, co chcę i nie oglądać się na boki.

Usiadłam z powrotem i naszła mnie po raz kolejny ta sama, niewesoła refleksja. Uswiadomiłam sobie, że moje życie jest dalekie od "normalności". Że od innych ludzi, szczególnie bezdzietnych, dzieli mnie PRZEPAŚĆ nie do pokonania. Bo jak ktoś nieuwiązany do dzieci może pojąć tę frustrację? Zmęczenie? Uziemienie? Nie da się opisać jak bardzo odczłowieczona się czuję - wystarczy wspomnieć, jak to kilka miesięcy temu złamałam palec u nogi i chodziłam ze złamanym dopóki sam się nie zrósł, bo NIE BYŁO JAK iść do lekarza, nie mówiąc o szpitalu i prześwietleniu. Prześwietlenie zrobiłam dopiero kilka tygodni po fakcie, i owszem, pokazało zrośnięte złamanie. I tyle. Bolalo, owszem, ale matka nie ma czasu na bóle. Dzieci mają gdzieś takie problemy.
Nie wiem, naprawde nie wiem, co byłoby, gdyby stało mi się coś poważnego, wymagającego natychmiastowej wizyty na przykład na pogotowiu.
Po prostu nie mam siły. Myśl o jakimkolwiek nadprogramowym wysiłku załamuje mnie kompletnie.






[edit] Z drugiej strony czytam sobie takie COŚ i zastanawiam się, czy naprawdę chcę być jak ci "normalni".

4 komentarze:

Unknown pisze...

Kochanie, spokojnie, jeszcze kilka lat... Wiem to bo ja mam 9 latke, 12 latka i 16 latkę...więc teraz już mam nawet trochę czasu dla siebie... Zobaczysz, będzie dobrze... Buziaki:*

Małgorzatka pisze...

też bym chciała już mieć duże dzieci. Ale tylko dwójkę;P
Hela mi się uczłowiecza zauważyłam. Ewa, Ty po raz drugi mówię:za mało masz czasu dla siebie!!! za mało!! ja mam więcej,upycham dzieci,zostawiam gdzie się da. Wojtek ok 17-18 siedzi z młodym domu, odstawiam Helę do prababci żeby się bawiła i sru na zakupy idę albo gdzieś. I mam w dupie czy zmęczony,czy głodny,wracam o 20. Czasami zostaję ale młody na mnie wisi,sławne "daaaj.daaaaj" albo "tammm,tammm" więc sam mąż widzi, że to sensu większego nie ma. Nie masz gdzie tego Kluska serio zostawiać?

Cuilwen pisze...

Nie mam, serio :)
Czasem sąsiadka go weźmie na pół godzinki jak idę po Anię, ale ona pracuje, więc też wraca późno, zmęczona i ma kupę roboty przy swojej rodzinie.
Nie mam rodziny w Wawie oprócz teściowej a ona się Mateuszem nie jest w stanie zająć. Sama jestem z tym szitem i sama jestem sobie winna, tyle, że cokolwiek za późno na refleksje. Nie wiedzialam co robię, teraz wiem i te wiedzę moge sobie wsadzić w d**ę.

Anutek pisze...

Dopiero Cię znalazlam. Przeczytałam ten post jako pierwszy. Dołaczam do moich ulubionych blogów, natychmiast!

PS. Mam czworo dzieci, w tym bliźnięta...