czwartek, 18 kwietnia 2013

Shit happens

Siedziałam przy kuchennym stole i w pełnym skupieniu, gryząc ołówek, odrabiałam pracę domową (Mama Kangurzyca uczy się francuskiego). Matju krążył dookoła, włażąc na mnie, wyrywając mi książki i domagając się "cici". Opędzałam się od niego z roztargnieniem, skoncentrowana na wpisywaniu miliona dziwnych akcentów nad milionem dziwnych słówek, których powinnam się nauczyć.
Nagle moją uwagę zwróciło słowo "puupaaa bleeee". Komunikat ten oznacza zapaskudzoną pieluchę, więc zarejestrowałam konieczność przewinięcia Młodego. Wyszukałam w słowniku ostatnie słowo, zapisałam i już byłam gotowa odłożyć książki i zająć się mamusiowaniem. W tym momencie...
... do kuchni wkroczył Matju, poprzedzany chmurą przeraźliwego smrodu.
Tak. To była kupa. Którą mój zdolny, kochany, ciekawski synek wydobył z pieluchy i usmarował się dokładnie od góry do dołu.
Przejęta zgrozą i obrzydzeniem podniosłam go w dwóch palcach i skierowałam się do łazienki. Matju przylgnął do mnie energicznie całą swoją upaskudzoną osobą.
Efekt - zawartośc pieluchy na ubraniu i włosach. Moich.
Miłego dnia wszystkim.


Edit:
W ramach zemsty za poranne atrakcje zabrałam Matju do fryzjera i pozwoliłam miłej pani straumatyzować go maszynką do strzyżenia ;) Trauma nie była duża, na koniec dostał lizaka a efekt jest miły dla oka i wygodny w utrzymaniu:


Moze wreszcie skończy się dramat przy myciu głowy i próbach czesania ;)

4 komentarze:

Kajka pisze...

Ewuś, spox, przynajmniej masz ciepłą wodę. Mój brat wywinął taki numer mojej mamie. Dodał jeszcze wysmarowanie całego kojca z kocykiem włącznie. Nie było cieplej wody. A prała Franciszka.

Mogło być gorzej ;)
Mógł zjeść wczoraj obiad w Macu. Wtedy nie dałabyś rady bez maski tlenowej ;)

Cuilwen pisze...

LOL

Małgorzatka pisze...

LOL:D

Cuilwen pisze...

Moje dzieci mają dociekliwą naturę, pewnie zostaną naukowcami ;) Badają świat bez obrzydzenia ;)
Znaczy, tak sie pocieszam :P