środa, 30 kwietnia 2014

Martwa natura

Pyk, pyk, pyk. Kiedy śpię, coś rozrywa po kolei wszystkie cienkie nitki, łączące mnie ze światem. To dlatego budzę się wystraszona i sama, chociaż w łóżku jest dość ciasno. Jestem niczyja i mam nikogo. Było nic, czeka na mnie nic.
Wysiłkiem woli zmuszam się do wstania. I tak, gest za gestem, pracowicie przywiązuję się do życia. Śniadanie do szkoły, rajstopki do przedszkola, zapłacić rachunki, brakuje chleba, rozmowa z koleżanką na fejsie, mail na który czekałam, tłumaczenie, zadzwonić do siostry, odgrzać rosół córce sąsiadów kiedy wróci, bo jej mama przyjdzie późno.
Rano jestem martwą naturą, a zadaniem dnia jest transformacja w coś żywego.

TUTAJ, na stronie 128 zaczyna się seria zdjęć autorstwa mojej koleżanki. "Still life". Martwa natura. Momenty żywe-nieżywe, stan ducha na chwilę przed rozpadem. Przygladam się, i strasznie mnie boli ściśnięte gardło.

Dzień dobry. Panika i odrętwienie. I żal, tyle żalu. Niewyczerpane zapasy. Pokłady. Złoża.  Nie wiedziałam, że mam takie bogate wewnetrzne zasoby.


Nie jest wesoło. Ale bywało gorzej. Coś się zmieni. Na lepsze albo nie. Boję się zmian.

Brak komentarzy: