Poczekalnia kliniki dentystycznej. Za biurkiem znudzona i nieprzyjemna pani recepcjonistka przewraca oczami i epatuje solaryjną opalenizną. Obserwuję ją ze złośliwą satysfakcją. Wygląda jakby się wytarzała w pomarańczowych serowych chrupkach.
Córka numer 2 idzie na fotel. Córka numer 1 siedzi na sofie i się trzęsie. A syn... Syn...
Zaczyna od rozrzucenia pluszowych zabawek i książeczek, upakowanych na dziecięcym stoliku. Pokrzykuje. Szarpie krzesełkami. Staram się go usadzić i czymś zająć, ignoruje mnie zupełnie. Nalegam. Zagaduję. Zaczyna głośno protestować. Pani recepcjonistka koloru serowego rzuca mi pełne potępienia spojrzenie. No co, nic nie poradzę, robię co mogę, przykro mi i sama nie jestem zachwycona, że muszę to znosić.
Syn się rozpędza. Dobiera się do dystrybutora wody, wyszarpuje kubek, nalewa sobie, pije, nalewa, pije, nalewa, pije... Picie mu się nudzi, zaczyna przelewać z kubka do kubka, co zawsze kończy się katastrofą. Usiłuję mu odebrać kubki z wodą. Zaczyna krzyczeć NIEEE! i zawartość jednego z kubków ląduje na mnie.
Biorę wijącego się dzieciaka na ręce, nie zważając na ryki, i idę do gabinetu. Na widok siostry na fotelu - nieruchomieje. O, błogosławiona ciszo, trwaj. Trzymam 18 kilo na rękach, ręce drętwieją. Nudzi mu się.
Córka 2 schodzi z fotela, instaluje się na nim Córka 1.
Syn działa.
Ponownie atakuje dystrybutor wody, kiedy go odrywam od upragnionego celu, wyje niemiłosiernie. Biegnie do łazienki, gdzie usiłuje rozchlapać mydło w płynie na podłodze i pokryć plamy skrawkami papierowych ręczników. Powstrzymany, zaczyna wrzeszczeć. Ponownie zabiera się za machanie krzesełkami, mówi, że je "poprawia". jednym z nich wywija niebezpiecznie blisko szklanej gablotki. Nie mogę mu na to pozwolić, odbieram krzesełko. Łapie drugie. Urywa jedną z nóg... Krzyczy. Chcę się zapaść pod ziemię ze wstydu.
Nie wiem co robić, nic nie działa. Mówię do niego, słowami maskuję zdenerwowanie i bezradność. I czerwoną, palącą wściekłość. Tak bardzo mi wstyd, chciałabym mieć nad sobą transparent z napisem przepraszam, strasznie wszystkich przepraszam, mnie to też przeszkadza, ale nie wiem co zrobić... Nie, nigdy bym tego nie powiedziała na głos, kiedyś byłam świadkiem słabości jakiejś matki, o tak, ona przeprosiła, a ludzie wgryźli sie w nią jak aligatory - "nie trzeba było dzieci rodzić jak się nie wie co robić!". Nie chciałabym, żeby i mnie tak zjedli. Pewnie przyznałabym im rację. Ale wstyd mi, tak strasznie mi wstyd, bo naprawdę rozumiem. I też nie chcę słuchac krzyku. I też mam dość.
Córka 1 wychodzi z gabinetu. Obie Córki mają nagrody. Gumki i baloniki. Były bardzo dzielne, starcza mi przytomności umysłu, żeby je pochwalić.
Syn też chce balonik. CHCE. CHCEEEEEEEE!!!!! BALOOONIIIIIKKKKK!!!!!
Płacę. Już zaraz koniec. Dzieciak wyje. Drżą mi ręce. Chcę zniknąć. Przepraszam, tak, ja też chcę już stąd wyjść. Strasznie mi przykro. Karta długo nie przechodzi. Dziecko wyje. Tak mi przykro. Ostatkiem sił powstrzymuję się przed atakiem histerii. Wystawiam wózek z wrzeszczącą zawartością za szklane drzwi kliniki, wysyłam Córkę 1 do pilnowania, zaraz wrócę. Ciągle słychać ryk, ale już ciszej. Boże, niech to się juz skończy. Uciekać.
Pomarańczowa recepcjonistka patrzy na mnie z wrogością, znacząco wzdycha. Spuszczam głowę i wreszcie wychodzę.
Bo co mam zrobić.
11 komentarzy:
Hmm, może są jakieś uspokajacze dla dzieci? Daleka jestem od faszerowania dzieciaków prochami, ale to co opisujesz przekracza standardowe "marudzę, więc jestem". Może z jakiegoś powodu on bardziej odczuwa bodźce to i bardziej na nie reaguje. Z tego co opisujesz, wynika też, że jest nieprzeciętnie inteligenty. Może psycholog coś by poradził?
Ewo, współczuję... pozostaje mieć nadzieję, że wkrótce przejdzie mu ten etap (jak wszystkie inne etapy ;)) - spróbuj rumianku :P
Spoks Ewka, to normalne. I to, jak on się zachowuje. I to, jak Ty się czujesz. Też czasem czuję się jak rozżarzony pręt i chętnie obiłabym nim dzieci, ale ... ;)
W takich wypadkach wciągam Kajtka lub Kubę w zabawę "na ich warunkach", czyli przelewamy wodę razem albo demolujemy razem. I wtedy przynajmniej wygląda na to, że dziecko opanowuję (co jest absolutną nieprawdą do kwadratu) i ludzie najwyżej sobie myślą, że dzieci mają matkę-wariatkę. A chłopaki jak mają gdzieś czekać to po prostu tak mają. Czekałam ostatnio ponad godzinę u lekarza z samym Kubą. I ośmiolatek robił i mówił takie rzeczy, że aż mi się przewracał. Chociaż w sumie sama miałam ochotę wrzasnąć na babę w recepcji, że to ich wina, że dzieciak się nudzi ;)
Luzik, następnym razem porozwalaj więcej niż on, zamkną cię i będziesz miała spokój na jakiś czas. Czyste łóżko, opieka, wyżywienie. Może nawet spacer i książkę dostaniesz ;)
ahahahahahahah dzięki, dziewczyny :D
Tak, chyba spróbuję rumianku :D
Matju był świezo po przedszkolu, w którym obudzono go z drzemki (w przedszkolu spią niewiele ponad godzinkę), więc był megamarudny. I tak jakos wszystko eskalowało błyskawicznie ;)
Elffaran, no właśnie też myslałam, żeby mu czasem dac jakis syropek na wyluzowanie, ale na hydroxyzynę źle reaguje a nic innego dla takich maluchów specjalnie nie ma... Psycholog twierdzi że wszystko z nim OK, że nie odbiega od normy.Po prostu tak ma.Niektóre dzieci tak mają. Podobno przejdzie :) W sumie już jest lepiej niż było, ja na ogół staram się być jak najcierpliwsza i to tez pomaga. Ale w miejscach publicznych jest masakra, bo on szaleje a ja mam ochotę się schowac ;)
Już coraz łatwiej się z nim dogadać, i widać efekty, ale to jeszcze długo potrwa...
W takich chwilach jak wczoraj mam ochote pizgnąć wszystko w diabły i pojechać w Bieszczady, pasać owce. Owce nie sa takie kłopotliwe jak mali chłopcy ;)
Medal Ci sie nalezy, Kochana. W gratisie z jointem i jakims flakonem..., ze to przetrwalas.
Ja zawsze do poczekalni zabieram ze soba ipada (i sluchawki). Na moja corke dziala. ipad be blessed
no i przede wszystkim - takie dziecko jak Matju nie powinno mieszkać w mieście. Powinno mieszkac na wsi, biegac po podwórku, wrzeszczeć, tarzać sie, rozwalać i ogólnie wydatkować energię oraz w sposób nieskrępowany eksplorować otoczenie. Człowiek ogólnie nie został stworzony do mieszkania w miastach. Takie jest moje zdanie. Człowiek powinien mieć DOM i kawałek podwórka i dostep do otwartej przestrzeni, drzew i trawy. Miasta to zuo.
Chciałam mu dac mojego smartfona z grami, ale nie chciał, darl się że nieeeeee :/ sama się zdziwiłam, normalnie bardzo leci na elektronikę ;)
przejdzie mu! ja widze po franku. od jakiegos czasu po ataku histerii 'boniejesttakjakchce' przeprasza i mowi ze sie po prostu zdenerwowal i teraz rozumie. a nadziei nie mialam juz... cierpliwosci!!! jestes mega zaradna i tak :*
Dla dzieci MELISAL jest ok - taki syropek :)
Nie działa melisal! To była pierwsza rzecz której spróbowałam :D
Może dam mu rumianku ;)
Prześlij komentarz