piątek, 10 października 2014

Pasowanie na pierwszaka

Dziś Średnia została oficjalnie pasowana na ucznia. Przez Panią Dyrektor. Wielką niebieską kredką :)
Zdjęcie tragiczne, bo nie mogłam się przebić wystarczająco blisko a zoom w komórce mam gorzej niż kijowy :)


Uroczystość trwała i trwała. Atmosfera gęstniała. W powietrzu unosiły się duchy kilkuset wczorajszych obiadów, przepuszczonych przez kilkaset układów trawiennych. Jeśli wiecie o co mi chodzi.
Najpierw pasowanie. Potem część artystyczna, do której moja córka oczywiście się zgłosiła, bo jakżeby mogła zrezygnować z występu na scenie.


Mówiła wierszyk o polskiej fladze i bardzo ładnie jej wyszło. Byłoby jeszcze ładniej, gdyby podczas całego pobytu na scenie nie poprawiała bezceremonialnie swych spadających rajstop ;) Ale co tam, przynajmniej nie założyła sobie sukienki na głowę, jak to miała zwyczaj czynić w przedszkolu ;) Pokazałabym wideo, bo nagrałam, oczywiście, ale są tam też inne wyraźnie rozpoznawalne dzieci i zaraz mnie ktoś poda do sądu albo co.

Potem, w prezencie dla pierwszaków, występ klas szóstych - przedstawienie na bazie "Plastusiowego Pamiętnika". Muzykę napisała pani od muzyki, tekst napisała pani bibliotekarka i muszę przyznać, że wyszło bardzo przyjemnie. Średnia była zachwycona. Inne młode też.


Pod koniec tego występu zaczęłam dostawać klaustrofobii. Dobrze, że żadnych więcej atrakcji nie przewidziano. Grupowe spędy przyprawiają mnie o stany nerwowe, no, chyba że to koncerty, wtedy trochę mniej.

Przeszliśmy do sal, dzieci dostaly dyplomy i paczki cukierków i ufff, wreszcie koniec. Pozostało mi tylko zaprowadzić Średnią na obiad, wisieć nad nią i popędzać, żeby zechciała jeść, zamiast siedzieć i w zadumie kontemplować zaaranżowane elegancko na talerzu trzy paluszki rybne, górkę gryczanej kaszy i kleksa z zasmażanych buraczków. Minęła wieczność, następnie kolejna wieczność, potem jeszcze jedna... i mogłam już opuścić budynek szkoły. Szkoła w dawkach wiekszych niż dziesięciominutowe przyprawia mnie o straszny ból głowy.
Dobrze, że to jednorazowa atrakcja ;)



A tak w ogóle, abstrahując od tematu, to ja chcę się przeprowadzic do Edynburga. Bo TO. Zobaczyłam i padłam.

7 komentarzy:

MF pisze...

nr 23 jest wart ryzyka:) ja podobne horrory mam na przedstawieniach przedszkolnych siedząc na mini krzesełku...Wiadomo dziecię się cieszy, więc i mama się cieszy, ale wytaszczam się zawsze padnięta.

Cuilwen pisze...

Oj tak, przedszkole też jest dość męczące, wiadomo, że dzieciaki są słodkie i zabawne, ale człowiek wychodzi stamtąd zj*bany jakby mu kowadło zleciało na łeb.

Cuilwen pisze...

A do tego Edynburga to serio bym się wyniosła bez zastanawiania... Tak, nr 23 mnie się też podoba :D zaryzykowałabym ;)

Paulina pisze...

Ja też poproszę :)

Northern.Sky pisze...

Przeprowadzka przeprowadzką, ale z wizytą mogłabyś wpaść. Zaproszenie ciągle aktualne!

OMG, czuję się dokładnie tak samo a propos grupowych spędów, np. za trzy tygodnie Halloween party i jak sobie pomyślę o tej godzince w małym holu z resztą rodziców...

Brawo dla córy, coś się kończy, coś się zaczyna.

Dobra, to idę czytać owe 53 powody. Wydaje się to dosyć dużo, ale nigdy nie wątpiłam, że Edi jest wspaniały;)

Northern.Sky pisze...

Ps. mieszkam w jednej z dzielnic na liście. Przyjeżdżaj;)

Cuilwen pisze...

Northern Sky, o Tobie myślałam jak to czytałam i zastanawiałam się ile z tych miejsc znasz i odwiedzasz :D
Dzięki :* Przyjadę, kurde! Zawezmę się i przyjadę :P