wtorek, 13 stycznia 2015

Step aside, wine. It's a job for żubrówka.

Takim statusem na fejsie uczciłam litościwy wieczór, podlewając go wzmiankowanym płynem w towarzystwie pomarańczowego soku. Bo cóż innego mogę zrobić po 15 godzinach zapieprzania jak mały parowozik. Nic sie nie chce.
Pobudka 5.30, zwyczajowy atak paniki, kto by się tym przejmował, potem wstać, szybko szybko. Dzieci do szkoły. Przygotować śniadanie. Wymyślić i zapakować drugie śniadanie. Dopilnować żeby jadły a nie gadały. Dopilnować ubierania, umyć i ubrać najmłodsze. Dopilnować mycia zębów. uczesać, mamooo nie tak mocno! aaaaa!. Dopilnować pakowania śniadań i butelek z wodą. Dopilnować zakładania odzieży wierzchniej, nie zapomnieć o rękawiczkach. Ubrać najmłodszego metodą wrestlingu połączonego z chwytami dżudo. Nie oszaleć od krzyku. Nie denerwować się i nie wyobrażać sobie co by powiedziała/pomyślała XX widząc moją niekompetencję. Pierdolić to. Nie popaść w furię i autoagresję na myśl o ludziach, którym rodzicielstwo sprawia przyjemność. Pierdolić to również.
Poszli sobie... Jest 7.00. Nie musze dzis odprowadzać, luksus. Czas na pracę, terminy cisną. Złapać parówkę i kawałek chleba, wcześniej nie było kiedy. Odpalić komputer, przetrzeć swędzące i zaropiałe oczy. Jechane. Trochę stresująco, ale jednak przyjemnie. I cicho. Dobry miłosierny Boże, dzięki Ci za tę ciszę. Dochodzi 10.30. Herbata i kanapka. Z powrotem do pracy. 12.45. Telefon. Z powrotem do pracy. Tekst pływa przed oczami. 15.00. Przerwa. Nic nie widzę. Ale ta cisza. Ta cisza.
15.30 - bieg do szkoły po starsze, uciekł autobus, szmata jego mać.

16.15 - powrót do domu. Złapać wózek i natychmiast wybiec po Matju do przedszkola. Nie może zostawać za długo, szkodzi mu to na jego delikatną psychikę. I dostaje pierdolca. W efekcie czego, obawiam się, mogą go w końcu wywalić a ja wtedy będe zmuszona usunąć się z sytuacji sposobem ostatecznym, bo mogę nie wytrzymać.
Ubrać go metodą wrestlingu połączonego z chwytami dżudo. Nie oszaleć od krzyku. Uchylać się przed pięściami. + 100 to dexterity. Taki trzylatek potrafi nieźle przypierdolić a mnie już nie stać na nowe okulary. Nie działają kary, time-outy w odosobnieniu, karne jeżyki, tłumaczenie pierdu smerdu. On chce bić i już. Nieważne, kto by się tym przejmował. Jak dorośnie to mu oddam. Już zacznę trenować z hantlami na tę okoliczność.
17.00. W domu. Pozmywać gary, zmienić pościel na wszystkich czterech łóżkach, dostarczyć głodnym dzieciom paszę, co rusz to inną, ich brzuchy mają nieograniczoną pojemność, pozamiatać, opróżnić kosze na śmieci, wstawić pranie, rozwiesić, ogarnąć kuchnię, wstawić drugie pranie,  posprzątać miejsce gdzie jadły dzieci, bo wygląda jak chlew po wybuchu granatu. 19.00. Pilne tłumaczenie na już. Siąść do komputera i stukać, trąc co chwila to bolące oczy to sztywny kark. Auć. Dzieci, ja pracuję, nie przeszkadzajcie mi, niedługo skończę. Ale mamooo, mamooo, mamoooo! JA PRACUJĘ. Ale mamooo! Myślałby kto, że dziewięciolatka i sześcioipółlatka rozumieją co się do nich mówi. Owszem! Słusznie! Rozumieją, ale - surprise surprise - mają to głęboko w dupie. Mylą mi się konstrukcje zdania. Matju nie chce wyjść z pokoju, mówi do mnie cały czas, śpiewa, krzyczy. Zaczynają mi się trząść ręce. Nie trafiam w klawisze. Wdech, wydech. Mamoo, mamoooo. Musze to skończyć, muszę.
Boże, litości. 21.00. Kończę tłumaczenie. Jem kolację. 21.30. Matju wreszcie zasypia. Nie mogę się ruszać, wszystko boli. A jutro znowu dzień świstaka. I pojutrze. i popojutrze.
Step aside, wine. It's a job for żubrówka.
Cheers.

5 komentarzy:

Dag pisze...

Opisałaś mój dzień?
Bardzo podoba mi się opis ubierania Matju - u nas podobnie to wygląda ;-)

Cuilwen pisze...

Hahaha :D Tak, ubieranie jest trudne. Wczoraj Matju skakał przy ubieraniu, trzasnął mnie głową w szczękę i ząb mi się rusza ;) Kurde, gdzie dodatek za niebezpieczne warunki pracy, ja pytam?! ;)

Unknown pisze...

Piekny opis ubierania Matju. Ja powol zaczne na zapas cwiczyc taka technike, przyda sie pewnie :)

Cuilwen pisze...

Ależ absolutnie się nie przyda, Teo jest dżentelmenem w każdym calu, spokojnym, dystyngowanym i niesprawiającym problemów młodym człowiekiem! :D I tak mu zostanie! :D (nawet jego pasja do klawiatur jakoś pasuje mi do tego wizerunku - młodzieniec intensywnie zgłębiający wiedzę ;) )

Unknown pisze...

Zbliza sie ten trudny wiek dwulatka, wiec sie przygotowuje powoli. Dzentelmenowi moze sie zmienic, musze byc na to psychicznie przygotowana :)