niedziela, 22 marca 2015

Witajcie w naszej bajce

I z powrotem trafiłam w czuły uścisk rzeczywistości. Nie zdążyłam otrzepać butów z dublińskiego pyłu, gdy zwaliło się na mnie życie codzienne: terminy, zaległości, rachunki, frustracje. Ot, zwykła rzecz. Wisienką na torcie był dzisiejszy poranek, kiedy to Matju... nie mógł chodzić. Nie był w stanie nawet wstać z łóżka. 
Wczoraj narzekał na ból nogi, ale chodził. Dziś już nie chodzi, trzeba go nosić nawet do łazienki. Stopa trochę opuchnięta, Młody piszczy...
Wysłałam więc Męża na ostry dyżur, gdzie prześwietlono Matjowe kopytko i stwierdzono brak uszkodzeń. Mamy mu robić okłady i bandażować nogę, jak nie przejdzie za kilka dni to z powrotem do lekarza.
Średnia się przyznała, że wczoraj stratowała mu tę stopę butem. Mam szczerą nadzieję, że to tylko to, nieopatrznie wpisałam objawy w gugla i oczywiście wyszła mi diagnoza, po której nic tylko się powiesić.
Tak oto los uziemił mnie na co najmniej cztery dni z nieruchomym dzieckiem. Nie mogę sie oprzeć myśli, że to zapłata za moje dwudniowe wakacje ;)


2 komentarze:

Unknown pisze...

Ja też pierwsze co, to konsultuję ze znanym dr gugielem :( Współczuję i Tobie i Matju

MF pisze...

Ja też tak mam, ze jak tylko odpocznę, wyjade nawet na 1 dzień, to zaraz mam kare i coś się spierdoli, i całą nabytą energię szlag trafia....;/