piątek, 17 lipca 2015

Fociszcza

Plaża hotelowa jest malutka, ale zupełnie wystarcza na potrzeby wakacjowiczów. Matju zapamiętale grzebał w piachu i moczył tyłek w jeziorze.


W tym czasie matka mogła wyprostować sobie powykrzywiane plecy na leżaczku.


Albo upocić się w sali fitness :) Jak flaki przestawały mi się skręcać to leciałam wykonywać ćwiczenia fizyczne, wszak podobno ruch to zdrowie ;)


W hotelowej restauracji był telewizor a w nim Mini Mini. Dzieki Bogu za to. Posiłki przebiegały bez zakłóceń, nawet Matju zjadał co miał na talerzu.


 Chociaż nawet telewizor nie pomógł na niejedzenie owoców. Tak wygląda mój syn nakarmiony jednym slodkim, pysznym bezpestkowym winogronkiem ;)


Codziennie były prowadzone animacje dla dzieci. Tego dnia młode były piratkami :)


A innego dnia tańczyły zumbę :) Na zdjęciu szalejąca Zu :)


Rycerz jedi. Miecz z balona ma kształt co najmniej dwuznaczny. To zdjęcie zachowam i będę nim straszyć Młodego jak zostanie nastolatkiem.


Okazało się, że Zu umie robić zwierzątka z balonów. Samodzielnie :)


Kiedy wszystko inne zawiodło, zawsze pozostawał tablet.


Albo hotelowa PlayStation :)


Już w drodze do domu. Mąż przezornie zajechał do pierwszego Makdolca po drodze, żeby mnie zapchać burgerem, możliwe że w ramach zadośćuczynienia za Płońsk. Mak był w Olsztynie, gdzie zabłądziliśmy, bo Olsztyn cały rozkopany i gps sie zgubił :)


Ania rozkosznie zadrzemała na stole w oczekiwaniu na junk-paszę :)


Wakacje 2015 uważam oficjalnie za zakończone :)

2 komentarze:

MF pisze...

No to chwile względnego spokoju były :) a TV to zawsze spokoj święty, i pomyslec, że kiedyś mowiłam, ze moje dziecko z daleka od tv...:) zycie weryfikuje :)

Cuilwen pisze...

Oj tak, mnie też zweryfikowało i to bardzo szybko po pierwszym dziecku ;)
Chwile były, pewnie że tak, starałam się wykorzystać każdą sekundę spokoju. Żeby nie ta zaraza to byłoby błogo, kurde