Wszyscy chorzy, wszyscy w domu.
Wojna o oklocki, wojna o ciastolinę, wojna o bajki, wojna o strój Śnieżki na poniedziałkowy bal w szkole, wojna o wojnę.
Ona mnie bije, on nam psuje zabawę, daj nam czekoladę, chcemy jeść w dużym pokoju nie w kuchni, jak mi nie dasz płatków to cię nienawidzę, co mi zaproponujesz na przekąskę, nie tego nie zjem i tamtego też nie, daj mi coś, daj mi czerwoną wstążkę, nie, nie może być biała, ma być czerwona, nie chciałam białej, jesteś niedobrą mamą i nie kochasz swoich dzieci! Chcę doś słodkiego, chcę chcę chcę! Nic cię to nie obchodzi! Wcale nas nie kochasz!
Podsumowując, nie ma to jak mały szantażyk emocjonalny w sobotni poranek ;) Jeśli ustąpiłabym pod ciężarem poczucia winy i dała każdemu po batoniku, wiara w moje matczyne oddanie zostałaby cudownie odbudowana ;) Aż do następnego batonika :D
Na moje szczęście - szantaż emocjonalny po jakimś czasie traci swoją skuteczność. Poza tym zawsze można ponegocjować: "kochana córko, kiedy ostatnio stałam nad tobą i prosiłam żebyś posprzątała w szafie, powiedziałaś, że nie słyszysz i że cię to nie obchodzi. To, jak widzisz, działa w dwie strony" ;)
Ot, rodzicielstwo nasze powszednie, ćwiczenia z negocjacji z terrorystami ;)
To nic, że codziennie rano otwieram oczy i czuję się jak szczeniak wrzucony do przerębli. Się zwlec trzeba chcąc nie chcąc i działać, bo samo się nie zrobi.
Dziś tkwię w samym środku czegoś co przypomina wściekłe i ociekające glutem tornado. Mojej równowagi psychicznej bronią dobre Siostry Benedyktynki z Awinionu. Harmonia i spokój. Może wszyscy dożyjemy wieczora ;) Znerwicowanym polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz