czwartek, 14 stycznia 2016

ZęboDół

Kiedy zostajesz matką, los zaczyna cię stawiać przed szeregiem wyzwań, większych i mniejszych. Całymi miesiącami budzono mnie w nocy co godzinę, aż dostawałam halucynacji z niewyspania. Wąchałam pupy. Czyściłam meble, usmarowane zawartością pieluchy, puree z groszku albo serkiem homogenizowanym. Wyciągałam gnidy z włosów. Wyławiałam kupy z wanny. Odsysałam gluty z nosa. Wyciągałam kłębki i grudki nie wiadomo czego z pępków i zza uszu (to, co niemowlęta hodują sobie za uszami zasługuje na wpis w encyklopedii kuriozów natury). Łapałam smarki w rękę. Łapałam pawia w rękę. Łapałam kupę w rękę.
Tak, macierzyństwo zdecydowanie ma wiele wspólnego z kupą.

Jednak największe wrażenie pozostawiło co innego.
Mianowicie – zęby.

Dzieci gubią zęby, rzecz to wiadoma. Nie wiem jak innym, ale moim osobistym potomkom zęby nie
Mleczaki i zęby stałe. Ojojoj.
wypadają same z siebie. Zaczynają się ruszać, potem ruszają się bardziej, jeszcze bardziej, aż w końcu zwisają na kawałku dziąsła jak złapane na lasso. Podobno są dzieci, które same usuwają taki problem, ale moje na tę propozycję uciekają z krzykiem i histerycznym płaczem. Nie mają natomiast oporów przed proszeniem mnie o dentystyczną usługę.

Dziwne uczucie, powiadam wam. Lekki opór, a potem cichutki trzask pękającej tkanki. I po sprawie. Podobno to nawet nie boli, a przynajmniej nie bardzo. Dzieci uszczęśliwione. Reklamacji nie składają (chociaż nie wiem czy to moja zasługa, czy Wróżki Zębuszki, zamieniającej martwe fragmenty uzębienia na żywą gotówkę). Parafrazując słowa znanej piosenki: jest super, jest super, więc o co mi chodzi? Czemu po każdym wyrwanym mlecznym zębie mam traumę o średnim natężeniu? Na przykład teraz, piętnaście minut po wyrwaniu zuzinej merdającej smętnie dolnej prawej czwórki?

Powinnam zakończyć tekst jakimś zgrabnym bonmotem, ale niestety, nie mam żadnego na podorędziu. Mogłabym napisać jak to serce matki wzdraga się przed ukrzywdzeniem dziecięcia, ale każdy kto mnie zna zabiłby się śmiechem, czytając taki szajs. Więc rzeknę krótko: dajcie mi zafajdany tyłek, zasmarkany nos albo zarzyganą podłogę. Spoko. Ale zębów wyrywać nie lubię ;)

4 komentarze:

Natalijka pisze...

Nie wyrwałabym zęba za nic! (kupy łapałam, rzygi sprzątam etcetera).
mąż wyrywa.
pozdrawiam :)

Cuilwen pisze...

Ha, czyli nie jestem jedyna z moją schizą ;) Pozdrawiam również :D

Ka pisze...

Zjawiska przyrodnicze, zjawiskami przyrodniczymi. Ale to zdjecie! To tak to naprawde wyglada???? U wszystkich???

Cuilwen pisze...

Podobno tak. Sama się zdziwiłam. Wygląda przeraźliwie ;)