Zuza ma zapalenie ucha. Znowu. W sobotę wezwaliśmy lekarza, Zuzia dostała antybiotyk. Znowu. I kolejny tydzień siedzenia w domu przed nami. Ju-huuu. Nie cieszy mnie to, bo Zuza ostatnio zrobiła się niezwykle pomysłowa, a kilka jej pomysłów o mało nie doprowadziło do katastrofy. Ot na przykład 3 dni temu - zarzuciła Ani korale na szyję, po czym sama wsadziła w nie głowę i nie mogła wydostać... Po uwolnieniu panienek, w ataku furii, pocięłam korale na kawałeczki i wyrzuciłam do śmieci, a Zuzi na wszelki wypadek i trochę za karę pozabierałam wszystkie wisiorki.
Przedwczoraj natomiast, po cichutku Zuzia przystawiła krzesło do szafek kuchennych, wspięła się, otworzyła górną szafkę, wyciągnęła słoiczek z zelkami witaminowymi i pozarła zawartość. Jeszcze z Anią się podzieliła. Nie wykryłabym przestępstwa od razu, bo poustawiała pozostałe rzeczy tak, zeby nie było widać braku, zamknęła szafkę i odstawiła krzesło na miejsce. Spostrzegłam co się dzieje tylko dlatego, ze w ręku nosiła zakrętkę od słoiczka... Nic się nie stało, zelków było ledwie kilka, ale nerwów nieco więcej.
Zajście skłoniło mnie do refleksji nad apetytem Zuzi na słodkości: jako dwulatka rzuciła się kiedyś zlizywać rozpaćkane lody z podłogi w supermarkecie (rozpaćkane przez niewiadomokogo i nieco przydeptane), wiele razy usiłowała pozywiać się landrynkami wygrzebanymi z piaskownicy. Niedawno złapałam ją na wyzeraniu cukru z cukiernicy. Dziwne to wszystko, bo Zuza nie dostaje duzo słodyczy ze względu na walkę z lekką nadwagą. Moze dlatego tak się rzuca? Nie wiem, w kazdym razie od przedwczoraj ma bana na wszystkie słodkości. Nie tylko nie dostaje ciastek i czekolady, ale odstawiłam jej słodkie jogurty, serki, miód, dzem i tak dalej. Jedyne słodkie rzeczy, które moze jesc to owoce, ale tez nie za duzo. Na noc zamykamy kuchnię na klucz, bo Zu potrafi wstać w nocy lub nad ranem i dobrać się do lodówki albo szafek z zapasami.
Ania ma coraz większe problemy ze snem. Budzi się kilkanaście razy w nocy i płacze. Wczoraj zasnęła dopiero około 22.00 po dwugodzinnej szarpaninie i rykach. Wstała o 5 rano, a pół nocy wisiała na piersi. Jestem wściekła, niewyspana i obolała :(
7 komentarzy:
Może sprawdziłby się u Was "słodki dzień"? Ignaś też lubi łasuchować. Nawet w przedszkolu chodzi do "kuchni" i podjada co tam znajdzie.
W domu nie trzymam zadnych słodkości, jedynie świeże i suszona owoce. A deser jest zawsze robiony: budyń, kisiel, ciasto. Samą siebie też muszę pilnować ;)
:( pozdrawiam Lazaret z Kurnika. Zdrowiejcie!
No tak dzieci są pomysłowe.Ja jako dziecko zapchałam sobie małego koralika do nosa i całe szczęście że umiałam dmuchać...bo skończyło by się pogotowiem...A co do snu...to doskonale rozumiem...też tak miałam...Teraz jest lepiej,już też nie karmię...ale piątki atakują i Gabcia znów się wybudza z piskiem,także o nauczaniu spania we własnym łóżeczku nawet nie ma mowy,bo chyba bym oszalała.Trzeba to przetrwać z nadzieją że się sytuacja poprawi:)
Piątki to ostatnie zęby na razie, już niedługo będzie u Was spokój :)
Do piątek to mi moje cyce odpadną. Jestem pełna podziwu (ale przechodzą mnie ciarki jak sobie pomyślę).Ja przy górnych dwójkach wysiadam, z tego co widzę w kwestii karmień nocnych nic się nie zmienia (moja ma dopiero 11mc), nie jest to pocieszające wręcz dołuje mnie wizja karmienia 2 letniego dziecka.
Pozdrawiam.
Mama Heli:)
Ale karmienie dwuletnie nie jest przymusowe :) Nie stresuj się :)
Choć z doświadczenia wiem, że ma swoje plusy, głównie zdrowotne - Ania dzięki karmieniu znosi świetnie każdą zarazę, ktorą Zuza przywlecze do domu. No i jak się nie obżeram tylko jem normalnie to chudnę dzięki karmieniu bez większego wysiłku ;)
Dziś noc była lepsza, więc humor mi dopisuje ;)Nie zawsze jest przechlapane :)
A u nas milion pobudek co noc. Nie wiem czy to już przyzwyczajenie czy wysyp zębów. No nic, trzeba korzystać z drzemek dziennych i odsypiać:)
Prześlij komentarz