niedziela, 6 czerwca 2010

"Nauka" samodzielnego zasypiania - tekst z eDziecka

Tekst jest TUTAJ

Nauka samodzielnego usypiania niemowląt - czy to działa?


Tekst Magda Szczypiorska-Mutor2010-05-17, ostatnia aktualizacja 2010-05-12 14:47


W ostatnich latach coraz popularniejsza staje się metoda, która ma na celu naukę samotnego usypiania niemowląt. Sprawdziliśmy, czy jest skuteczna, a zwłaszcza, czy nie zaburza harmonijnego rozwoju dziecka.



Decydując się na dziecko, decydujemy się także na wiele uciążliwości związanych z jego wychowaniem - zmęczenie, niewyspanie i dyskomfort wynikający z tego, że to my musimy dostroić się do potrzeb i wrażliwości malucha, a nie on do naszych. To bardzo trudne, czasem męczące i wyczerpujące. Chciałoby się jakoś zachować dawną niezależność, dyktować maluchowi własne warunki. Łatwo wtedy pomylić to, co wygodne dla nas, z tym, co dobre dla dziecka.

Święty spokój?

W taką pułapkę szczególnie łatwo wpaść, kiedy zasypianie staje się problemem. Gdy jesteśmy zmęczeni, sfrustrowani, zaczynamy walczyć o sen i święty spokój. W takim stanie chętnie korzystamy z metod, które obiecują szybkie i skuteczne zlikwidowanie problemu. Stąd popularność rozmaitych sposobów mających "nauczyć" dziecko zasypiania, jak metoda Richarda Ferbera, który w swojej książce "Solve your child's sleep problems" proponuje wieloetapowy system przyuczania malucha do samotnego i sprawnego zasypiania we własnym łóżeczku. Istotą tej metody jest założenie, że nie należy reagować na płacz dziecka, należy natomiast zostawiać je samo w pokoju, pozwalając na coraz dłuższe (5,10,15 minut) okresy płaczu w samotności.


Wątpliwy sukces

"Udało się" - entuzjazmują się mamy - "ta metoda naprawdę działa", "wczoraj płakał półtorej godziny, a dzisiaj już tylko pół". Warto przyjrzeć się temu, co tak naprawdę dzieje się z dzieckiem "uczonym" samodzielnego zasypiania w tak bezsensowny sposób. Dlaczego ta metoda przynosi więcej szkody niż pożytku?

1. Wyobraźmy sobie, jak czuje się dorosły, który jest smutny, samotny, rozpaczliwie potrzebuje bliskości i poczucia bezpieczeństwa, a ci, którym chciał ufać, mówią mu: radź sobie sam, twoje potrzeby nas nie obchodzą? Taki dorosły czuje się fatalnie. Ale opanował sztukę szukania wsparcia, potrafi, lepiej lub gorzej, zadbać o swoje samopoczucie. Małe dziecko nie umie się pocieszyć. Rozpacz samotnego płaczu, nadzieja i rozczarowanie w jego wołaniu o bliskość mamy to coś, co warto sobie wyobrazić i uświadomić, zanim zdecydujemy się nie wchodzić do pokoju szlochającego dziecka.

2. Wieczorne zasypianie to moment, w którym dziecko szczególnie potrzebuje naszej bliskości i obecności. Zasypianie to takie małe rozstanie, a sposób, w jaki maluch je przeżywa, może stać się modelem reagowania na późniejsze rozstania. Malutkie dziecko, które traci mamę z pola widzenia, nie wie, że ona wróci. Dorosłemu trudno to sobie wyobrazić, że za każdym razem odchodzimy od malucha "na zawsze". Zostawiając go płaczącego w pokoju, narażamy dziecko na samotne przeżywanie rozpaczy, której głębi nie potrafimy sobie wyobrazić.

3 Metoda Ferbera i metody podobne są skuteczne - szybko przynoszą wymierny efekt w postaci świętego spokoju rodziców. Pamiętajmy jednak, że dziecko, które nie chce spać, ma jakiś ważny powód. Skuteczna metoda wychowawcza pomogłaby ten powód dostrzec i rozwiązać problem w sposób respektujący potrzeby i wrażliwość dziecka. Metoda Ferbera nie rozwiązuje problemu, tylko tłumi objawy. Jest skuteczna, jak każda tresura. Mamy, które cieszą się, że maluch "nauczył się" zasypiać, każdego dnia płacząc krócej, tak naprawdę powinny być poważnie zaniepokojone. Dziecko poddało się - nie płacze, bo i tak nikt nie przyjdzie. Czy to jest wychowawczy sukces?

4. Warto przyjrzeć się językowi, którym operuje metoda Ferbera. Choćby tytułowemu sloganowi, czyli "nauce zasypiania". Te metody nie są "nauką". Nie uczą zasypiać, bo zasypianie nie wymaga uczenia, jest naturalnym stanem przejściowym miedzy czuwaniem a snem. Nie uczą też dlatego, że nauka zakłada współpracę i świadome nabywanie pewnych umiejętności, o czym w tym wypadku nie ma mowy. Jeśli metoda ta czegoś "uczy", to tego, że potrzeby dziecka są nieważne, że nie zasługuje na zainteresowanie i szacunek, że bliscy rozczarowują i nie można im ufać.

5 Inne sformułowanie, charakterystyczne dla całej idei "zimnego wychowu", to zwrot: "pozwolić się wypłakać", który poprawia samopoczucie rodzicom odliczającym 5, 10 i 15 minut po drugiej stronie zamkniętych drzwi. "Pozwolić się wypłakać" - to jednak na coś pozwolić. Ten zwrot sugeruje, że maluch o niczym innym nie marzy, tylko o płaczu, w którym nikt nie będzie mu przeszkadzał. Warto nazwać rzecz po imieniu: nie reagując na płacz dziecka, pozwalamy s o b i e - na pozorny spokój.

6 Małe dziecko płacze, bo to jedyny język, w którym komunikuje swoje potrzeby. Nie dlatego, że chce nami manipulować czy dokuczyć. Płacze, bo nas potrzebuje. Głód, smutek, nuda, samotność, nadmiar bodźców, mokra pielucha, niewygodne ubranko, pragnienie czułości i bliskości, tęsknota za mamą, strach przed jej utratą - każdy z tych życiowych problemów malutkiego dziecka dorosły może rozwiązać jednym gestem, przytuleniem, chwilą uwagi. Jeśli tylko zareaguje na wołanie.

3 komentarze:

Małgorzatka pisze...

moja jak ją odstawilam (tak! odstawilam...tydzien przed pierwszymi urodzinami) zasypia sama ale w mojej obecnosci, wystarczy,ze przy niej jestem i zasypia...wiec po co ma plakac, wyplakiwac sie?

kaszka pisze...

Ewcia, bardzo lubie czytac takie madre artykuly, przynajmniej czuje, ze to nie ja oszalalam :) a swoja droga "uczenie" dzieci zasypiania to fenomen znany od kilkudziesieciu lat tylko kiedys sie o tym nie mowilo w negatywie. w koncu rodzice musza miec spokoj, dziecko mozna odlozyc do lozeczka jak ksiazke na polke i ma byc spokoj :/

KORONKA pisze...

Bardzo mądre. Popieram.