wtorek, 20 listopada 2012

Dysfunkcja czyli po**banie

Przeczytałam KSIĄŻKĘ.
Dobra, ale żadne arcydzieło. Nie powaliła mnie na kolana. Nie wstrząsnęła ani nie przewróciła mi świata do góry nogami. Nie było fajerwerków i czytelniczego kaca. Rozpaczy po rozstaniu.
Tylko cichy płacz do poduszki.
I poczucie nieuleczalnej, dławiącej samotności.

"I see her face and wonder if she’ll break
framed wedding pictures in her head and light
the marital bed on fire when observing
your indiscretion, your moment of painful
clarity, your moment with me. Yet, knowing
her I know she’s wedded the thought, broken
bread with it, bleached the sheets and burned
the splinters only to open herself
up, once more, for someone like you.
You see, I’m like her too. I had
something before this moment, went in so
sharp, so quick that I hardly noticed it. But
the wound was there, it festered, coated thick
with his spit and sperm until swollen, congealed,
knot-like, it became a part of me, became the part
that does not heal. So now I watch her, watch the way
she scratches at the skin with a dirty nail till the edges
tear and life is drawn to the surface, only for it all
to scab over once again. You see, I’m like her
because I let him, let you, let everyone in
and never found a way to
let myself out."


Kwintesencja rozpaczy, depresji, beznadziei i zwątpienia. Świat, z którego odcedzono nawet pozory radości. Perwersyjna przyjemność wytarzania się w ludzkiej mierzwie.
Lubię to.


4 komentarze:

spektrum koloru pisze...

you'll find the way out! I promise, my sister!

spektrum koloru pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
spektrum koloru pisze...

you'll finally find the way!
i promise, my sister!

Cuilwen pisze...

:)
Na razie po omacku błądzę i co chwila rozbijam się o ścianę ;)