Najpierw czekamy na siostrę, ganiając po szkolnych schodach.
Potem do domu. Przez pola i błota.
Każdy starszak (dziś odebrałam troje) chce prowadzić Matju. Matju nie oponuje, albowiem jest bardzo towarzyski.
Za każdym razem kiedy tamtędy idziemy, zadziwia mnie zdolność dzieci do wynajdowania nawet najmniejszych zbiorników wodno-błotnych. Jeśli na całym, wielkim, z pozoru suchym polu jest jedna, jedyna malutka kałuża, oni ją nieomylnie znajdą i się w niej wyświnią. Pod koniec tego spaceru wyglądali jak stado bardzo nieporządnych prosiąt.
5 komentarzy:
Matju coraz bardziej dorosły, zazdroszcze z jednej strony ;)
jest coraz wiekszy i coraz fajniejszy :D
Mówi dużo :) przyjedź ciociu i pogadasz z nim :D jak sie pozbędziemy bakcyli anginowych :D
Dzieci juz maja ta wrodzana supe wizje do wykrywania blotek. Oj tak.
duży strasznie!!!!!!:)
:)
Prześlij komentarz