Tak, gdyby młody człowiek posłuchał płaczu dziecka, to by mu się odechciało ;) albo, gdyby młody człowiek miał obcować z dwulatkiem przez cały dzień i noc ;) ps. a propos dwulatków, moja przyjaciółka ze studiów też ma dwulatka i ma podobne przeżycia do Twoich, czyli po prostu chyba dwulatki tak mają ;( Mnie to czeka już za półtora roku, zbieram siły ;)
Pewnie tak, nie znam się jeszcze. Z moich obserwacji w rodzinie i wśród znajomych wyciągam wnioski,że dwulatki są najbardziej uciązliwe dla rodziców (no i nastolatki) ;)
nie to żebym krakała, ale ja rowniez się cieszylam z przedszkola - do pierwszej choroby... potem taki miałam wycisk w domu ze prawie osiwiałam. O i byłam takim owym kotem w zlewie...;/
nie to żebym krakała, ale ja rowniez się cieszylam z przedszkola - do pierwszej choroby... potem taki miałam wycisk w domu ze prawie osiwiałam. O i byłam takim owym kotem w zlewie...;/
Ale ja już przedszkole przerabiałam dwa razy, więc wiem z czym to się wiąże ;) Moje nie chorują bardzo, a poza tym chory trzylatek a chory dwulatek to spora różnica. Tak się pocieszam.
A pomijając wszystko inne, to szczerze przyznam, że jestem na skraju załamania nerwowego, i to nie jest żart ani metafora. Musze mieć coś na co będę czekać, żebym mogła uwierzyć, że kiedys będzie lepiej. Jeśli nie będę miala na co czekać to rozpadnę sie na kawałki.
Dobrze cie rozumiem, tak dobrze jak nikt.... sama tak mam, i co gorsza nie wiem na co czekac? Bo slowa kolezanek, ze "Zobaczysz urosnie, szybko zleci" to dzialaja na mnie jak płachta na byka. Dosłownie.
Chyba jestem za bardzo zmęczona, takim ołowianym zmęczeniem do szpiku kości, po latach wstawania w nocy, wrzasku w dzień, uzerania się z każdą najdrobniejszą czynnością.
No to nie ma na to rady, ja codziennie padam na pysk. Czuje sie jak wrak. Jedyne pocieszenie to jak pojdzie dzieciak do przedszkola, a ja w koncu spokojnie moge sie wysikac. I nikt nie umie mi pomoc, wiec nie ty jedna...;/ choc wiem ze to zadne pocieszenie. Ale co - usmiech dziecka nie odejmuje zmeczenia?:):):):)
15 komentarzy:
Tak, gdyby młody człowiek posłuchał płaczu dziecka, to by mu się odechciało ;) albo, gdyby młody człowiek miał obcować z dwulatkiem przez cały dzień i noc ;) ps. a propos dwulatków, moja przyjaciółka ze studiów też ma dwulatka i ma podobne przeżycia do Twoich, czyli po prostu chyba dwulatki tak mają ;( Mnie to czeka już za półtora roku, zbieram siły ;)
Dwulatki tak maja, i trzylatki, i czterolatki itd...poprostu dzieci tak mają....
Pewnie tak, nie znam się jeszcze. Z moich obserwacji w rodzinie i wśród znajomych wyciągam wnioski,że dwulatki są najbardziej uciązliwe dla rodziców (no i nastolatki) ;)
trzylatka oddam do przedszkola i niech się tam z nim bujają profesjonaliści. Oby do przyszłego roku.
nie to żebym krakała, ale ja rowniez się cieszylam z przedszkola - do pierwszej choroby... potem taki miałam wycisk w domu ze prawie osiwiałam. O i byłam takim owym kotem w zlewie...;/
nie to żebym krakała, ale ja rowniez się cieszylam z przedszkola - do pierwszej choroby... potem taki miałam wycisk w domu ze prawie osiwiałam. O i byłam takim owym kotem w zlewie...;/
sorry za dubel
i pamietajmy :) dzieci w nocy nie spią - one ładuja baterie na nast dzien :)
Ale ja już przedszkole przerabiałam dwa razy, więc wiem z czym to się wiąże ;) Moje nie chorują bardzo, a poza tym chory trzylatek a chory dwulatek to spora różnica. Tak się pocieszam.
A pomijając wszystko inne, to szczerze przyznam, że jestem na skraju załamania nerwowego, i to nie jest żart ani metafora. Musze mieć coś na co będę czekać, żebym mogła uwierzyć, że kiedys będzie lepiej. Jeśli nie będę miala na co czekać to rozpadnę sie na kawałki.
Dobrze cie rozumiem, tak dobrze jak nikt.... sama tak mam, i co gorsza nie wiem na co czekac? Bo slowa kolezanek, ze "Zobaczysz urosnie, szybko zleci" to dzialaja na mnie jak płachta na byka. Dosłownie.
Bo to żadne pocieszenie. Co z tego że urośnie jak ja w międzyczasie się zestarzeję.
Takie poczucie straty, że można się załamać.
Chyba jestem za bardzo zmęczona, takim ołowianym zmęczeniem do szpiku kości, po latach wstawania w nocy, wrzasku w dzień, uzerania się z każdą najdrobniejszą czynnością.
No to nie ma na to rady, ja codziennie padam na pysk. Czuje sie jak wrak. Jedyne pocieszenie to jak pojdzie dzieciak do przedszkola, a ja w koncu spokojnie moge sie wysikac. I nikt nie umie mi pomoc, wiec nie ty jedna...;/ choc wiem ze to zadne pocieszenie. Ale co - usmiech dziecka nie odejmuje zmeczenia?:):):):)
Taaa, usmiech dziecka, a idz mnie nie denerwuj :P Ten kto to wymyslil chyba byl nacpany ;)
No własnie, tak pitolą w gazetach, a potem jest jak jest.
Prześlij komentarz