Akcja "uwolnij przestrzeń" nadal trwa w moim ciągle zagraconym domu, więc staram się unikać nabywania kolejnych zajmowaczy miejsca. Ten zakup, jednakowoż, został gruntownie przemyślany.
Teraz nie wiem jak udało mi się przeżyć 36 lat bez podstawki pod książkę. Po co się tak męczyłam, tworząc konstrukcje z talerzy, szklanek i rozmaitych produktów spożywczych, by móc spokojnie poczytać przy śniadaniu (to jeszcze w czasach kiedy miałam możliwość czytania przy śniadaniu i skwapliwie z niej korzystałam).
Pół biedy, jeśli książka była zajechana, rozklapciana i splackowana, jak moja ukochana "Krystyna, córka Lavransa" na przykład. Taka książka grzecznie leży, tam gdzie pańcia zechce ją umieścić, uprzejmie daje się czytać, nie rusza się i nie próbuje stawiać oporu. Gorzej jeśli powieść jest gruba oraz dziewiczo sprasowana. Nie zliczę ile szklanek herbaty, slużących jako przytrzymajki, poleciało mi na takie oporne egzemplarze, które samowolnie decydowały, że właśnie teraz należy się zamknąć i już.
Kindel jest dużo prostszy/przyjemniejszy w obsłudze i, odkąd go mam, życie stało się lżejsze (tak, należę do tych bezdusznych, napędzanych elektroniką miłośników nowoczesności, którzy wolą ebooka od Prawdziwej Książki). Ale i Kindelkowi łatwiej stać w miejscu do tego stworzonym, już nie muszę opierać go o miskę i blokować jabłkami, co do tej pory było moim zwyczajem.
Ostatnio unikam internetu, bo całą energię pochłania mi użerka okołodziecięca. Ubieranie, rozbieranie, przyprowadzanie, odprowadzanie. Zamknięto jedną z dwóch ulic dojazdowych do naszego kombinatu. Na jedynej czynnej ulicy tworzą się upiorne korki. Znajoma, która zawozi Zu do szkoły razem ze swoim synem, musi wyjeżdżać dużo wcześniej, więc Zu zamiast o 7.25 musi czekać na nią o 7.05. Zerwanie półżywej ośmiolatki o 6 rano z łóżka i doprowadzenie jej do stanu nakarmionej i ubranej używalności jest, powiem wam, sporym wyczynem.
Swoją drogą, prawdą okazały się słowa doświadczonych rodziców, którymi pocieszali mnie jak płakałam z niewyspania - "poczekaj aż pójdzie do szkoły, z łóżka nie będziesz mogła ściągnąć". Potwierdzam.
Logistyka przedszkolna spadła na moje barki, bo mąż stoi w korkach i nie zdąża. Matju stawia czynny i donośny opór. Ania przebiera w odzieży i krzywi się kiedy skarpetki nie pasują do, za przeproszeniem, gaci (skąd jej się to wzięło, nie wiem, na pewno nie po mężu i nie po mnie). Wychodzenie do przedszkola zajmuje ze 2 godziny i masakruje moje struny głosowe.
Kiedy idziemy do przedszkola, bądź stamtąd wracamy, Matju chce CHODZIĆ. Chodziiiii! Mammaaaaaa! Nie ciem wózeeeek! Wyrywa się, wije, wyje i robi ogólną manianę. Tak więc lecę po ulicy za żwawo pomykającym dzieckiem, ciągnąc za sobą wózek.
Kiedy wybieram się po nich BEZ wózka, Matju nagle nabiera ochoty na jazdę. Mamaaaa! Nie ciem chodziiiiii!!!! Wóziek! Ciem wóziek! Wózka nie ma, więc, zmęczona krzykiem i małymi łapkami czepiającymi się moich kolan, biorę niedźwiadka na ręce. I tak pełznę, holując za sobą Anię i próbując unieruchomić Młodemu wierzgające odnóża, żeby nie uświnił mi mojej pięknej BIAŁEJ kurtki. Matka w białej kurtce, chyba mi rozum odjęło. Trzeba było kupić coś w kolorze błota.
13 komentarzy:
Ojć, przypomniałaś mi "Krystynę...", a ona leży u mojej mamy, więc teraz nie przeczytam.
Przyznaję, podkładka pod książkę dobra rzecz. Choć ostatnio wpadłam na cudownie wydane "Źle urodzone", z dwiema tasiemkami, nie samo-zamykające-się, kredowy papier, cudna okładka. Kocham piękne wydania.
A co do dzieciów, to najstarszy owszem, do tego porzekadła się stosuje. Za to pierwszak Kuba budzi nas wszystkich. O szóstej, wrrrrr.
Może jak podrośnie to mu przejdzie :D
Śliczna ta podkładka. Ja cały czas uwalniam przestrzen, dzieki Twojej motywacji. Coraz bardziej moją przestrzen zajmują puste butelki, kartony, kartoniki i chinskie plastikowe zabawki. Butelkami i kartonami dziecko najbardziej lubi się bawic :)
co do wstawania dzieci, chyba zależy od egzemlarza jaki się trafi. Ja podobno byłam bezproblemowa i wstawałam ładnie, ale za to moj brat. Miał czas na wszystko rano :) Dlatego też marze, aby niemowlaki były długo słodkimi dzidziusiami :)
Moich nie można wołami ściągnąć rano, ale odbijam sobie z satysfakcją lata kiedy to oni zrywali mnie o absurdalnych porach ;)
podstawka dla mnie bezużyteczna, czytam wyłącznie na leżąco bądż w fotelu, ale dobrze że się przydaje:)
co do wybrania się z domu z dziećmi oraz okołowózkowego problemu- łączę się w bólu.
Taaa, kurtka w kolorze błota i nie tylko kurtka. Ja o białych spodniach na wiosne to już dawno zapomniałam. Generalnie matki dość często są uflejane, najlepier w dresiorach, koszulce, bez stanika...norma. I tak cel jest jeden - byle przeżyć do końca dnia.
Matek już nikt nie wyrywa, to po co ta biała kurteczka ?::)
ja jeszcze dodaje tłuste spiete włosy (u mnie przynajmniej) :)
Ja czasem nie czesze wlosow przez pare dni ;) nie mam motywacji ;)
Kurteczka biala bo w Tchibo byly tylko biale :D Bez podtekstu kupowalam, oraz bez glebszej refleksji...
Kurcze, lubie czytac przy jedzeniu... Teraz jak nie ma dzieci w domu, siadam sobie przy stole jak czlowiek, z jedzeniem i herbata, mam wolne rece i sie moge podelektowac
Leniwa jestem, nie lubię trzymać książki w ręku :)
Ewa, jak dobrze że nie jesteśmy celebrytkami, bo jakie wspaniałe zdjęcia byłyby na pudelku. Tłuste moje włosy i twoje nieuczesane :))))) plus biała kurtka w plamach z błota oraz moje bluzki pełne plam różnego pochodzenia :)))))))
taaak. plamy z nadtrawionego mleka są najlepsze...
Dziś w sklepie pani proponowała mi top z guzikami na ramieniu. Jak u niemowlaka na body :)Aż się wzdrygnełam - czy kiedyś mija taka reakcja na dziecięce rzeczy i wraca chęć na białe kurteczki?
Nie wiem, ja tez mam odruch ucieczki na widok niemowlecych akcesoriów ;)
Prześlij komentarz