poniedziałek, 22 września 2014

Hubert Klimko - Dobrzaniecki


1) "Dom Róży"; 2)"Krysuvik"; 3)"Kołysanka dla wisielca".

Trzy opowieści o odchodzeniu, przyjaźni i smutku w ponurym islandzkim krajobrazie. Bez upiększeń i owijania w bawełnę. Wprost.

1) Opowieści z domu starców, w którym pracuje narrator, ścinają krew w żyłach. Obrazki z odchodzenia ludzi, którym nikt już nie chce towarzyszyć. Odczłowieczenie, pogarda i bezradność. Spokojna, beznamiętna relacja, po przeczytaniu której nie mogłam zasnąć. I odrobina nadziei na koniec - przyjaźń pielęgniarza-Polaka i niewidomej od urodzenia Róży.

2) Powolna, prosta ballada o budowaniu i stracie. O rodzinie i miłości do końca. Krótka historia, ale nie zdołałam przeczytać w jednym posiedzeniu, musiałam odłożyć i popłakać.

3) Przyjaźń - czym jest i do czego zobowiązuje? Jak to jest być wariatem? Czy i jak pozwolić przyjacielowi odejść? Przepiękna słodko-gorzka książka o przyjaciołach i szaleństwie i o pełni zrozumienia. Gdzieś w recenzjach mignęło mi sformułowanie "radosne epitafium" i tak właśnie jest.

Po lekturze został na mnie osad spokojnego smutku. Rezygnacji może. Nie bardzo umiem przywołać fabuły, może dlatego, że te historie to bardziej przypowieści... Znakomity materiał na jesienne, refleksyjne wieczory.

2 komentarze:

Małgorzatka pisze...

skąd Ty masz te wszystkie książki :P

Cuilwen pisze...

sporo mi sie przez lata nazbierało ;)