Książka Dominique Loreau to instrukcja jak siłą rutyny i nawyków wyrobić sobie przymus sprzątania.
Arcydzieło to ma źródło w fascynacji Japonią, gdzie autorka mieszka od 30 lat.
Odrzuciło mnie nieco, bo ciągnie mnie raczej na Zachód niż na Wschód. Zachodni indywidualizm jest mi bliższy, niz wschodnia uniformizacja.
Jak postrzegamy Japonię, którą autorka jest tak oczarowana? Zbiorowisko robotów, zasuwających 20 godzin na dobę, by w wieku 45 lat paść na zawał? Oczywiście, jest to znaczne uproszczenie i przejaskrawienie, ale nic nie poradzę na to, że na hasło "Japonia" mam w głowie ludzi podporządkowanych zwyczajowi, tradycji, rutynie. Wysoki odsetek samobójstw (Czytałam, że wprowadzono w japońskim metrze przepis, obciążający kosztami sprzątania rodziny samobójców, skaczących na tory. Żeby mniej ludzi decydowało się zakończyć życie w taki sposób, bo to wprowadza spore opóźnienia w kursowaniu przeraźliwie punktualnej japońskiej komunikacji.). Uzależnienia od gier albo pornografii. Salarymanów czytających w metrze komiksy hentai ;) No dobra, stereotypy, stereotypy... Wiem. Jestem uprzedzona, Japonia jest piękna i tak dalej. Niech będzie. Może i jest. Zostawmy to. Przejdźmy do naszej fascynującej książki.
Faktycznie w czystym pomieszczeniu czujemy się lepiej. Ale chyba nie na tyle lepiej, żeby z premedytacja zmienić się w robota do szorowania sedesu?
Autorka pisze, że jeśli nie sprzątamy, to rzeczy rządzą naszym życiem. Tak? A jeśli wyrobimy w sobie nawyk (albo kompulsję...) codziennego jeżdżenia na szmacie i wycierania każdej plamki, bo inaczej nie odczujemy "przyjemności z przebywania w idealnie czystym wnętrzu" to co? To nic innego niż prosta droga do OCD, które rządzi życiem znacznie skuteczniej niż rozrzucone po podłodze skarpetki. Najlepiej, jeśli życiem nie rządzą ani przedmioty ani plamy na podłodze. Ani bałagan ani umiłowanie porządku. Howgh.
"Cyceron mawiał, że aby byc wolnym, należy podporządkować się prawom. Samodzielne sprzątanie domu lub własnoręczne przyrządzanie potraw (nawet jeśli jest to tylko omlet czy sałatka) pozwala uniknąć zadawania sobie wielu zbędnych pytań o sens i znaczenie tych czynności."
Głęboka myśl, tak głęboka, że dna nie widać. Pogłębiarką pogłębiana.
"Wolność płynącą z przestrzegania praw" niech sobie autorka zaaplikuje tam, gdzie słońce nie dochodzi ;) To filozofia niewolników, którym się wmawia, że tylko w klatce mogą być szczęśliwi. W tym konkretnym przypadku pod warunkiem, że klatka jest czysta.
Zaczęłam czytać rozrywkowo przy porannej porcji yerby. A potem nie mogłam się oderwać. Jedno za dugim, dziwne stwierdzenia podane w formie prawd absolutnych budziły głównie mój radosny śmiech.
"Dla wielu z nas sprzątanie nie jest wpojonym nawykiem: zabieramy się za nie, kiedy "mamy na to ochotę". Czynność ta często jest uważana za uciążliwą, niewdzięczną. Nie jest to utrwalone przyzwyczajenie, takie jak szczotkowanie zębów, czy mycie się. dzialamy zatem w zależnosci od nastroju, czyniąc ze sprzątania wybór. I w tym własnie tkwi problem. Prawdziwy wybór powinien być wyważony i słuszny. A życie w nieuporządkowanym domu nie może być słusznym wyborem."
Padłam. Czyli sprzątanie nie powinno być wyborem, tylko wewnętrznym przymusem :D Nie, dziekuję. Żadnych przymusów. A już na pewno nie takich.
"Kiedy widzisz gdzies małą plamę, w jaki sposób wpływa ona na twoje życie?"
Nie wpływa. Bo, na szczęście, nikt nie wytresował mnie tak, żeby wpływała ;)
"Posprzątanie mieszkania rano i czerpanie z tego korzyści w postaci lepszego samopoczucia przez cały dzień jest czymś, czego możemy sie nauczyć w ciągu 28 dni (według Japończyków jest to niezbędny okres, aby dana czynność, wykonywana codziennie, weszła w nawyk). Kiedy nasze ciało odczuje korzyść, płynącą z tej codziennej praktyki, umysł nie będzie już musiał mu jej nakazywać. Wejdzie nam ona w krew, ponieważ będzie odczuwana jako wewnetrzna potrzeba. Kiedy uda nam się to "zrozumieć" wszystko stanie się proste: bedziemy po prostu wiedzieli, że MUSIMY SPRZĄTAĆ."
Nie myśleć, zasuwać! :D Nie wiem jak komu innemu, ale mnie powiało grozą, Pawłowem i psem. Brrrr.
Mit rannego sprzątania - może takie podejście sprawdza się w japońskich domach o powierzchni 30m2, ale gdybym chciala posprzątać moje mieszkanie, to myślę, że musiałabym wstać znacznie wcześniej niż zalecane przez autorkę 15 minut przed budzikiem. Więc zamiast sprzątać, codziennie rano przez 15 minut czytałam o sprzątaniu, moje samopoczucie znacznie bardziej na tym zyskało ;)
"Kiedy widzę kurz na jakimś meblu, biorę szmatkę i wycieram go. Inaczej mam wrażenie, że ten kurz osiądzie w moim umyśle. I, co ciekawe, nie uważam tego za uciążliwą pracę. Mam wrażenie, że za każdym razem, kiedy coś czyszczę, poleruję mój umysł.
INTERNAUTKA"
Motto jednego z rozdziałów. Po przeczytaniu zwyczajnie MUSIAŁAM coś posprzątać... Konkretnie biurko i laptopa, bo parsknęłam takim śmiechem, że zaplułam go fusami z yerby.
"Niedziela jest idealnym dniem na leniuchowanie. Warto dokładniej posprzątać dom w sobotę rano, zrobic zakupy na kolejny tydzień i ugotować obiad na następny dzień, wieczorem spotkać się z przyjaciółmi, a w niedzielę juz tylko rozkoszować się czystością pomieszczenia, w którym przebywamy, spokojem, oraz błogością nicnierobienia bądź spacerem lub czytaniem książki tak długo, jak mamy na to ochotę."
Mój Boże, nie ogarniam - odbębnij spotkanie z ludźmi w sobotę wieczorem a w niedzielę siedź w swoim czystym domu i ciesz sie tym, że jest czysty... Jakim sposobem "rozkoszowanie się czystością pomieszczenia" jest lepsze od spotkania z przyjaciółmi? Jak mocno trzeba wyżąć sobie mózg, żeby porządek lub jego brak do tego stopnia determinował czyjeś postrzeganie?
Nie zrozumcie mnie źle - naprawdę dobrze się czuję w posprzątanym domu. Bałagan czasem mnie drażni. Kiedy mogę, sprzątam. Dążę do eliminacji jak najwiekszej liczby zagracaczy. Cenię porządek. Ale to, co proponuje autorka, dla mnie zakrawa na absurd i horror.
Poza tym słabo mi na myśl co taki przymus sprzątania zrobiłby ze mną przy trójce dzieci...
"(...) zastanawianie się nad tym, czy niektóre czynności powinniśmy wykonać, czy nie, sprowadza się do podawania w wątpliwośc sensu istnienia (...). Jaki sens ma życie, sprzątanie? Jakie są moje aspiracje?"
Zastanawianie się nad tym czy - na przykład - umyć patelnię, nie prowadzi u mnie do kryzysu osobowosci i podawania w wątpliwość sensu istnienia. Najwyraźniej nie wyrosły mi odpowiednie ścieżki nerwowe w głowie. Chyba za rzadko obcuję ze ścierką do kurzu.
Dawno żadna książka nie zrobiła mi tak dobrze. Przez zaprzeczenie. Główną jej zaletą było to, że przypomniałam sobie jak bardzo lubię moje niedoskonałe życie i jak bardzo cenię moją niedoskonałą wolność. Uswiadomienie sobie tej prostej prawdy było jak powiew świeżego powietrza. Zza niemytych od 3 lat okien ;)
Z rozpędu nabyłam jeszcze 3 inne pozycje tejże autorki, jeśli zapewnią mi tyle radosnej rozrywki co ta, nie omieszkam się tą radością podzielić ;)
20 komentarzy:
przez chwile zamarłam. ale potem przeczytałam tez tresc posta. ufff. jestes jednak normalna. lowju! :)))
jak posprzątam dom i umyję gary w sobotę, to w niedzielę rano trafi mnie szlak, bo naczynia będą obok mojego lapka (wieczorny posiłek męża), a Młody rezolutnie rozleje lepkie lekarstwo na podłogę i rozdepcze je w pościgu za ścierką. I tak i tak niedzielę przywitam w syfie.
hahahahah :D
no właśnie, u mnie podobnie, co bym nie robila i tak zaraz nasyfią. nie wiem, może w japonii dzieci nie brudzą. Na pewno nie brudzą, bo siedzą 12 godzin w szkole :D
A wiecie, mi jakoś jest lepiej jak chata ogarnięta, lustro przetarte, sofa odgruzowana - lepiej się czuję w takim domu, może autorka nieco przerysowała sprawę, ale coś w tym jest...
Pewnie, że lepiej, ja też lubię porządek, ale nie do tego stopnia, żeby plamka na lustrze jakoś wpływała na moje życie :)
Nie chodzi o to, żeby zarosnąć syfem, ale przesadzać w druga stronę też niezdrowo. Jak ze wszystkim, umiar, umiar wielce wskazany ;)
Ale polerowanie umysłu ścierką do kurzu mnie rozwaliło :D
A mi sie jednak wydaje, że w czystym lustrze wyglądam lepiej:)
Ja się nie przeglądam w lustrach, wolę unikać tego widoku ;) Więc im bardziej zapaskudzone tym lepsze ;)
Kiedys wyczyściłam lustro w przedpokoju i zaczełam liczyć czas, który zajelo moim dzieciom doprowadzenie go do poprzedniego stanu. 1 doba mniej więcej i już mogłam czyścic z powrotem. Pierdzielę, nie chce mi się, są ciekawsze rzeczy do roboty ;)
hahahahaahah ale jazda.
ja pierdzielę :D
OK. a teraz moje realia.
Gdy widzę kurz codziennie go wycieram, codziennie myję na mokro łóżka i obicia ścian, oraz parapety, co drugi dzien regał z książkami , na mokro. codziennie podłoga. A dlaczego? Dlatego, że mojemu synowi zachciało się mieć alergię na roztocza!
Ave!
Moge tylko zapłakać ze współczuciem... Pech, cholera, pech :(
Ja to bym chciala miec wypucowane w domu i wszystko poukladane, graty pochowane... bo balagan mnie mierzi i przeszkadza mi. Przeszkadza mi piasek, ktory mi chrzesci pod stopami, wkurzam sie, jak sie przyklejam do plamy na podlodze... Kurze na polkach moze nawet mi nie przeszkadzaja... ja ich wlasciwie z nawyku nie wycieram...
.... tylko.... czy to (porzadek, znaczy) nie mogloby sie SAMO zrobic?????
Ka, oj nie ściemniaj, ja nie widziałam u Was nigdy nieporządku! ;D
a czy autorka tej książki nie mogłaby zrobić objazdówki po Europie i zademonstrować jak dokładnie posprzątać mieszkanie?
Jak sprzątam to b. często odpoczywam, i mam święty spokój od wiecznego MAMO, MAMO, bo jak dzieciak widzi, że matka zajęta to sobie nagle potrafi zabawe wymyśleć. Więc pucuje te lustra :)
MF, najwyraźniej masz japońskie podejście do sprawy :D I też pieknie :) Może przyjechałabys do mnie i poodpoczywała przy pucowaniu moich luster :P ;)
co Wy z tymi lustrami :P
A wiesz, chyba mam :) nawet mysle czy tej ksiązki nie kupic :):) No powaznie :)
Ewa, dzieki tobie nie mam (nadal) zagraconego mieszkania. Tak mnie zmotywowalas. Jak tylko mam ochote na jakiegos durnego grata to mysle ile bym mogla zaiszczedzic. A co do porzadku, uwielbiam, ale sa dni kiedy jakos brudne gary i lustro mi nie orzeszkadzaja. Dzisiaj mieszkanie czysciutkie, bom wkurzona. Na wkurzenie dla mnie najlepsze jest porzadkowanie :) dzielna jestes,ze orzebrnelas przez lekture. Japonia, moje marzenie pojechac....
MF napisz do mnie na eziembinska@gmail.com, ja Ci dam te ksiązkę w prezencie.
Goska, to musisz do mnie przyjsc. Bo przeciez nie robie zdjec balaganu, tylko tak, zeby nie wygladalo tak zel...
no lustra, lustra, kuuuurde.
Widzisz, zapomnialas...
Ale rekord ilosci sprzatania mimo wszystko pobilas... PODZIWIAM
Hoorey for Gocha
ok, wyslalam ci wlasnie @ z tytulem na wymiane :)
Prześlij komentarz