czwartek, 27 listopada 2014

Z cyklu...

... porażki wychowawcze.

Kolejny SMS od pani ze szkoły z prośbą o dopilnowanie żeby Zu odrobiła zaległe lekcje. Dziecko ewidentnie nie pała miłością do języka polskiego, bo matematykę, póki co, odrabia na bieżąco.
Kolejna użerka, tego właśnie potrzebowałam.
Wyjaśniam, że prace domowe trzeba odrabiać. Że trzeba się uczyć. Że warto się uczyć. Że wiedza to rzecz bezcenna. I tak dalej.
Upomniane dziecko pyskuje i trzaska drzwiami.
Tracę cierpliwość i opowiadam pyskującemu dziecku, że w sumie jak chce, może się nie uczyć, ktoś wszak musi przewracać hamburgery w Makdolcu. Żadna praca nie hańbi, może ona chce właśnie taką.
Niechże będzie zapamiętane, że się staram jak mogę, ale sama za dziecko sie nie nauczę. I kiedy dziecko za dwadzieścia lat poskarży się, że ciężko się pracuje w knajpie na zmywaku, zalinkuję dziecku ten wpis. Howgh.

Swoją drogą zastanawiam się, jak to bedzie za parę lat, kiedy będę miała na stanie wygadane nastolatki. Może już zacznę zbierać zapas xanaxu.

3 komentarze:

Unknown pisze...

Moze lepiej ze jest zdolna z kierunkow scislych, nie Pojdzie w kierunku humanistycznym. Latwiej jej bedzie znakezc fajna orace 😄

Unknown pisze...

Ps. Ja polski uwielbialam i co mi z tego przyszlo 😄😄😄😄 za to z matmy osiol do kwadratu

Cuilwen pisze...

Bo ja wiem... :D Ona jest za mała, żeby konkretnie coś powiedziec na temat jej uzdolnień. Najbardziej lubi tworzyć różne duperele z papieru i takich tam. Rysuje, wycina, bardzo ładnie lepi.
Też jestem osioł z matmy, i też żałuję.