Imprezę rozpoczął ksiądz biskup
który nie tylko udzielił bogosławieństwa, ale również pokazał "jak robi kaczka wychodząca z wody", czym przestawił nastrój publiczności z "lekko obojętnego" na "buhahahahahah". Żałuję że nie nagrałam, bo to było naprawdę urocze :D
Potem na scenę weszła grupa teatralna i wykonała muzycznie z playbacku kilka utworów z musicalu "Plastusiowy Pamiętnik" napisanego przez panią bibliotekarkę z naszej szkoły :) To również było urocze, mimo że przedstawienie widziałam już jakieś 3 razy.
Zu tutaj jest ołówkiem (druga od lewej)
A potem, mniej więcej w połowie, zmienia czapkę na kapelusz i jest babcią, ale tego już nie uwieczniłam.
Matju siedział na kolanach Ani. oboje chłonęli widowisko, nie bacząc na drobne niedociągnięcia ;)
Zauważyłam, że na plenerowych imprezach masowych typu rodzinnego często pojawiają się atrakcje w postaci a) wozu straży pożarnej, b) radiowozu policji. Tu też.
Matju polubił wóz strażacki (któż by nie polubił, wóz był piekny a panowie strażacy bardzo mili... ;)
... ale zakochał się bez granic w samochodzie policyjnym. Najbardziej podobało mu się miejsce z tyłu za kratkami. Właził tam i krzyczał "będę złodziejem, będę złodziejem!". Ekhem... Nie wiem co powiedzieć. Wysoki Sądzie, naprawdę się starałam wychować syna na porządnego obywatela, ale siła przyciągania tylnego przedziału radiowozu obróciła w niwecz moje poświęcenie. Proszę to wziąć pod uwagę jako okoliczność łagodzącą. ;)
Ponadto były stoiska kulinarne, z kiełbasą z grilla (bardzo zacna, lekko zwęglona, tak jak lubię) i pysznymi domowymi ciastami wypieku różnych okolicznych bogiń domowego ogniska. Mniom.
Z rozrywek kulturalnych najbardziej przypadły mi do gustu dwa pokazy. Pierwszy to występ dzieciaków trenujących dżudo w klubie "Lemur". Widziałam ich już kilka razy i zawsze mi się podobają. Poziom sprawności fizycznej tych małych ludzi jest dla mnie nieosiągalny i ogromnie podziwiam to co robią. Poza tym strasznie lubię oglądać sztuki walki, takie zboczenie, nic nie poradzę :D
Największe brawa dostawała maleńka, kilkuletnia dziewczynka, która zapamiętale starała się dotrzymac kroku starszym :D Mimo, że jej średnio wychodziło, dawała z siebie 100% i to było przepiękne. Dla mnie kulminacją pokazu był moment, kiedy fachowo rzuciła na matę swojego, cztery razy od niej większego, trenera (z jego drobna pomocą, oczywiście) :D
Drugi występ, który przyciągnął moją uwagę to chłopcy z grupy rekonstrukcyjnej, odtwarzający krzyżowców z XII i XIII wieku. Lubię, szanuję i podziwiam rekonstrukcję historyczną, marzy mi się też wyjazd na Grunwald (może jak dzieci podrosną) no i na Wolin oczywiście. Co jakis czas trafiam na grupy rekonstrukcyjne na różnych imprezach i z trudem się od nich odrywam :)
Chłopcy starali się ładnie, objaśniali szczegóły uzbrojenia rycerzy
oraz tłukli się mieczami na przykościelnym parkingu :D
Oprócz tego była trampolina do skakania, wata cukrowa, pan klaun z balonami (tymi długimi, do robienia zwierzątek i mieczów. Miecze z owych balonów wyglądają nader dwuznacznie), mecz piłki nożnej, pan z karabinkiem pneumatycznym do strzelania do tarczy i konna bryczka, którą można było się przejechać wokół wielkiego pola za kościołem. Rozrywki, muszę przyznać, były solidne (okazało się, że Zuza dobrze strzela, poszło jej lepiej niż Mężowi), dzieci były zachwycone.
Była już bodajże 18.00. Chcieliśmy zostać dłużej, ale w momencie kiedy na scenę wyszedł amatorski (chyba) zespół muzyki biesiadnej i zaczął od szlagierów sprzed lat ("Gdzie się podziaaaały tamte prywaaaatki"), płynnie przechodząc do disco polo ("bo życie to są chwile chwile tak ulotne jak motyyyle") - sytuacja nas przerosła ;) Spojrzeliśmy z Mężem po sobie i uznaliśmy, że zdecydowanie nie jesteśmy targetem tego performansu ;) Jak ksiądz proboszcz zakontraktuje na występ Luxtorpedę to co innego, ale póki co, dziękujemy :D
Ogólnie rzecz biorąc - bardzo udany dzień :D Lubię plenerowe imprezy masowe :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz