środa, 30 września 2015

Kary

Podobno niektórzy wychowują dzieci bez kar. Ja tak nie umiem, choć bardzo bym chciała. A czemu bym chciała? A temu, że kary często bywają bardziej dokuczliwe dla karzących niż dla karanych.
Ot weźmy Matju. Codziennie kiedy wchodzę po południu do przedszkola, cierpnie mi skóra, bo wiem, że nieuchronnie mnie dopadnie jakas pani wychowawczyni i rzuci mi w twarz informację, której wcale nie mam ochoty poznawać.
"Mateusz rozbił .... wargę samochodzikiem". "Mateusz uderzył ....". "Mateusz napluł na .....". A dziś usłyszałam: "Mateusz groził, że spali przedszkole"... 
Stłumiłam rechot, zadowolona, że choć ten jeden raz nie zrobił niczego gorszego ;) Tym niemniej pani wychowawczyni sie przejęła matjową deklaracją (pogróżki czterolatka to sprawa jak widać niezwykle poważna) i poprosiła o rodzicielską interwencję. Cóż było robić?
Młody lubi wracać z przedszkola na hulajnodze. On pomyka, ja biegnę obok i uważam, żeby się nie przewrócił, nie wjechał w ludzi na chodniku, nie skręcił na jezdnię pod samochód... Umowę mamy taką, że hulajnoga jest w użyciu tylko wtedy kiedy Młody zachowywał się przyzwoicie w przedszkolu. Spieszę wyjaśnić, że on doskonale wie co to znaczy "zachowywać się przyzwoicie". Tylko rzadko stosuje tę wiedzę w praktyce.
Skoro dziś wyraźnie mi zameldowano, że w przedszkolu było niedobrze, nie mogłam pozwolić na jazdę hulajnogą. Tak się umawialiśmy. Kara. Ale dla kogo?
Ano chyba dla mnie, bo całą drogę do domu musiałam a) tę cholerną hulajnogę nieść; b) słuchać wycia Młodego że on chce na hulajnogę; c) ciągnąć Młodego bo stawiał bierny opór, ponieważ chciał na hulajnogę.
Kiedy doszliśmy do domu było już w porządku, to znaczy frustracja mu minęła i miał wszystko w... głębokim poważaniu. Nie wiem, czy moje konsekwentne działanie przyniesie jakikolwiek pozytywny skutek. Wiem natomiast, że potrzebuję szklanki wina, żeby dojść do siebie po tym przeżyciu ;)
Identycznie jest w przypadku, na przykład, zakazu ogladania bajek albo grania na tablecie. Albo jedzenia słodyczy. Karany bez krępacji wystawia karzącego na działanie swoich negatywnych emocji, że się tak wyrażę. Mówiąc prościej - wyje jak syrena przeciwmgielna i odbiera radość życia.

Kiedy dzieci podrosną, zaczynają kombinować, jak by tu wyślizgać rodziców.
Ot, weźmy Zuzę. Dała się w kąpieli sprowokować pyskatej siostrze i przyłożyła jej z liścia. Nie za mocno, bez obaw. Obu księżniczkom nakazałam jedzenie kolacji w ciszy, w kuchni, z dala od telewizji. Ania posłuchała. Zuzę natomiast zastałam stojącą w progu kuchni i przeżuwającą tosta. Z wzrokiem utkwionym w szafę w przedpokoju. Jestem permanentnie zmęczona, więc chwilkę mi zajęło przetworzenie danych: szafa w przedpokoju ma dwa duże lustra, w których odbija się telewizor z dużego pokoju. Dziecko ogladało sobie bajki odbite w szafie. Nie przekraczając progu kuchni a tym samym mojego zakazu.
Parsknęłam śmiechem i wyraziłam uznanie dla jej pomysłowości, po czym zamknęłam drzwi do dużego pokoju.
Jak żyć, ja pytam? No jak tu, kurde, żyć?

12 komentarzy:

Natalijka pisze...

dokładnie.

Mamalu pisze...

A jak reagujesz na to co slyszysz o Matju? Czy jakis wyklad w domu, rozmaeiacie o tym...pryznam mam analogiczny problem i juz sama nie wiem co myslec i robic. Wizyta na dywaniku i psycholog juz w najblizszy wtorek/

spektrum koloru pisze...

tjaaaa u mnie glowne kary to wrzaski wscieklej matki. kara ta wymierzona głównie we mnie i sąsiadów. dzieci majo w dupie. ja sie wkurwiam i nakrecam a sasiedzi zatykaja uszy...

Cuilwen pisze...

Mamalu, rozmawiam z nim w domu. Zasadniczo rozmowy ma gdzieś ;) Jak komus przyłoży to mu staram się tłumaczyć że to niedobrze i że boli, chociaż on to wie przecież... Już rzadko rzuca się na ludzi ze zlości, natomiast zdarzają mu sie wypadki w ferworze zabawy - nie rozumie, że jak w domu skacze z kanapy na starsze siostry to one przeżyją to jakoś, choć bez entuzjazmu, ale jak w przedszkolu skoczy na maleńką dziewczynkę, o połowę niższą i chudszą od niego to się może źle skończyć. No i gada głupoty, co mu tylko strzeli do głowy, szczególnie jak nie ma ochoty słuchać pani wychowawczyni. Wczoraj mi wyznał, że jest niegrzeczny w przedszkolu bo on nie chce tam chodzić, wolałby siedziec w domu, bawic się i oglądać bajki. No i co mu zrobię, nic nie zrobię.

Czasem jak widzę, że mam na niego haka (hulajnoga, tablet, tatuaże z minionkami, czekoladka, wycieczka gdzieśtam) to po szczególnie złym zachowaniu dostaje karę, co oczywiście nic nie daje, oprócz wkurwienia wszystkich.Mówię mu, że zależy mi na tym, żeby był grzeczny. Że nie podoba mi się jak jest niegrzeczny. Że jest mi przykro jak panie na niego skarżą. I takie tam, on to oczywiscie olewa.

Ogólnie znoszę tą sytuację bardzo źle i psychicznie mnie wykańcza. Co nie pomaga, niestety, bo dzieci czują takie rzeczy, a mnie szczególnie trudno ukryć permanentny żal, frustrację i niechęć. Chociaż Bóg mi świadkiem, że staram się jak najlepiej umiem.

Cuilwen pisze...

Spektrum koloru, ja nie mam siły sie drzeć, zazwyczaj chowam się i z bezsilności płaczę w sypialni.

Cuilwen pisze...

Myslę sobie że te wszystkie piękne teorie rozwojowe, że bez przemocy, bez kar, naturalne konsekwencje i tak dalej to owszem, mają dużo sensu i są spójne, ale nie w cywilizowanym świecie, gdzie trzeba się dostosować do wielu reguł, które naturalne bynajmniej nie są. I dzieci mają je w dupie, bo niby dlaczego nie.

Cuilwen pisze...

Aha, psycholog powiedział, że oprócz tego, że Mlody jest nieco nerwowy i bardzo aktywny, to jest normalny. Że trzeba z nim spędzać aktywnie dużo czasu, dużo akceptacji ma dostać, mamy wprowadzać reguły i konsekwentnie ich przestrzegać, to mu poprawi poczucie bezpieczeństwa i ponoć będzie mniej szalał. Nic, czego bym sama nie wiedziała.

Mamalu, współczuję, takie akcje naprawdę potrafią wykończyć.

spektrum koloru pisze...

ja Cie naprawde rozumiem. bardzo.
i tule wirtualnie, chyba ze moge wiecej?

spektrum koloru pisze...

a moj krzyk jest chyba atawistyczny jakis... albo to krzyczy we mnie nadrywane poczucie kontroli po prostu.
smutne to wszystko...

Cuilwen pisze...

dzięki, więcej nie możesz, chyba że masz jakiś magiczny sposób na odczarowanie bachorzastego czterolatka ;)

Mam wrażenie że jakoś za bardzo się staramy, przyjmujemy na siebie cięzar ponad siły. Jesteśmy tylko ludźmi, niedoskonałymi z definicji, i nie potrafimy sobie tego wybaczyć. Przynajmniej ja nie potrafię.

spektrum koloru pisze...

wiesz ze częściowo magiczne byloby wlasnie to wybaczenie? jako środek do uzyskania jakiejs tam swojej harmonii... tak intuicyjnie.
ale tez nie wszystkowiedzaco sie wyrazam.
jak mi sie wydaje ze sobie to czlowieczenstwo wybaczam, to jest jak dzis- ten gnijacy smrod sie przedostaje do zmyslow.
wiec co ja tam wiem...
mozesz ewentualnie delikatnie sprobowac mu przypomniec ze potrafi sie zachowywac spolecznie akceptowalnie, a nuz uwierzy? ;)

Cuilwen pisze...

Tak, dobrze rozumujesz, wybaczenie sobie jest kluczem. Tak i mnie się zda.
Spoko, Matju oprócz tego że bywa potworem, jest również słodkim, bardzo inteligentnym i uroczym czterolatkiem któremu czasem zależy na tym by mama była zadowolona, więc w około 50% przypadków w końcu jakoś się dogadujemy ;)