wtorek, 12 lutego 2008

Odsmaczanie Zuzi

godz. 11.20
Akcję "Smoczek poszedł won" uważam za oficjalnie rozpoczętą :) O co najmniej rok za późno, ale co tam. Przy następnym dziecku tego błędu nie popełnię.
Rano z duszą na ramieniu, cichaczem pozbyłam się smoczka.
Przy układaniu do drzemki Zuzia zaczęła strasznie płakać domagając się wiadomego przedmiotu (około 3 minuty to trwało). Nie chciała nawet wypić mleka, uspokoiła się i zatankowała dopiero owinięta w kołdrę i przytulona do mnie w fotelu. Tłumaczyłam jej że jest już duża i nie potrzebuje smoczka, że smoczek "zgubił się nam" i "poszedł sobie" i że "smoczki są dla małych dzidzi a Zuzia jest już dużą, mądrą dziewczynką". Zuzia na to podniosła głowę i powiedziała "Jestem dzielną Zuzią". A pewnie że jesteś kochanie:)
Położyłam ją do łóżeczka, obstawiłam dyżurnym misiem i pieskami i wyszłam. Na razie nie płacze, leży i coś gada. Ale nie sądzę żeby łatwo zasnęła. Oj to nie będzie takie proste...
godz. 12.05
A jednak było proste :D Pogadała i zasnęła :)
Śpi zwinięta w kłębuszek i nie ruszają jej nawet odgłosy wiertary udarowej z dołu :)
godz. 14.30
Pobudka, bez płaczów, spokojnie i bezstresowo. Kurde, kiedy będzie to straszne, przed którym wszyscy mnie ostrzegali?? :) Może wieczorem?

Update wieczorno-nocny:

godz. 20.00
Znowu prosiła o smoczka, tyle że tym razem to nie był płacz ale żałościwe pojękiwanie :) Szybko sie skończyło, utuliłam Młodą w fotelui jak zaczęła zasypiać, zaządała "do łózieczka spać". I spała.

godz. 23.30
Ueeeeee, pobudka z krzykiem. Kilka razy pojawiło się słowo "smoczek" ale bez szerszego kontekstu. Zawołała o mleko, zatankowała, pojęczała jeszcze chwilkę i głaskana po głowie zasnęła,

godz. 02.00
Znowu płacz. Tym razem bez wyraźnych żądań. Widocznie czegoś jej brakowało, ale była zbyt zaspana zeby się zorientować czego:) Pogłaskałam po głowie, słyszę - oddech się uspokoił, pewnie śpi. Odchodzę do drzwi - "mamaaaa jeścieee!!!" No dobra. Znowu głaskanie, tym razem po paru minutkach zasnęła.

godz. 05.00
Płacz. Nieprzytomna lecę na pomoc, potykam się o koc, ktory spadł mi w nocy na ziemie i rozwalam sobie głowę o framugę :) Pozytyw jest taki, że od razu trzeźwieję. Zuza chce mleka. Dostaje butelkę, zmieniam jej pieluchę, głaszczę po głowie. Nie zasypia, wychodzę. Cisza.
Idę spać i wisi mi to co bedzie dalej. Jest u nas Babcia (Babcia to the rescue!!! yeah) i niech ona sie dalej martwi:)

Wstałam o 9.00. Zuza wstała o 5.30 :) Nie było w sumie tak źle, nastawiałam się na noc pełną wrzasku i kompletnie bezsenną.
Dzień pierwszy się skończył. Dziś będzie Part II.

3 komentarze:

Me pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Me pisze...

Admit it, you are having a blast with this. Who knew 10 years ago, eh? If we ever have baby-like creatures, you're the live-in nanny. FOREVER! :)

Cuilwen pisze...

Having a blast, huh? You bet I am :)