wtorek, 12 lutego 2008

Poskromienie Potwora

Oto POTWÓR.

Wygląda jak zwykły domofon, ale nie dajcie się zwieść :D Jego piskliwie wibrujący i niezmiernie irytujący głos nie raz doprowadzał mnie do stanu bliskiego histerii. Czemu?
Wyobraźcie sobie - po śniadaniu z rozpaćkaniem jedzenia i sprzątaniem, po wspólnej zabawie klockami, po "mamoooo pobaw się ze mną w chowanegooooo!!!"", "mamoooo, chodź tutaaaaj!", "mamooo daaaaj!", "mamoooo zrób!", po potopie wody mineralnej/soku/herbaty na dywanie, po spacerze z chlapaniem się w kałużach i uciekaniem na ulicę, po wdrapaniu się na 3 piętro ("mamoooo, naląćkiii!"), po seansie ostrego wrestlingu na przewijaku, po zatankowaniu mlekiem, po kilkunastu napadach płaczu, krzyku i marudzenia... Dziecko poszło wreszcie SPAĆ.
Przed Matką rysuje się cudowna, kojąca perspektywa godziny (a może nawet dwóch lub trzech) spędzonej z herbatą nad książką, w łóżku lub na pogaduchach na gg;).
I oto, po półgodzinie ciszy i spokoju odzywa się POTWÓR. Matka z obłędem w oczach galopuje w stronę przedpokoju, potykając się o własne nogi i rozrzucone zabawki, rzuca się na potwora, podnosi słuchawkę... "Poczta!, mam przesyłkę dla pani Ewy!", albo "gazownia", albo "czy mogę zostawić ulotki?" albo cokolwiek innego.
Stało się. Nie zdążyła. Z pokoju rozlega się okropny wrzask obudzonego dzieciaka, za chwilę tupot tłustych stópek na podłodze... Kiszka. nici ze spokoju, z odpoczynku, z ewentualnej drzemki.
W takim przypadku do wieczora mamy przerąbane - Zuzia po gwałtownej pobudce już nie zaśnie, nie ma na to siły. A niedospana Zuza to kolejny potwór- co kilkanaście minut wybucha płaczem, krzyczy, z byle powodu histeryzuje, wije się, wyrywa, rzuca tym co jej w ręce wpadnie, na wszystko odpowiada "nieeeee!!!" i to bardzo głośno. Nic nie jest w stanie jej uspokoić. Po kilku godzinach mam serdecznie dość i jestem bliska nerwowego załamania. Kończy się tak że płaczemy obie - ona ze zmęczenia a ja z bezsilności i złości, bo nie jestem odporna na dziecięce krzyki (zwłaszcza od kiedy jestem w ciąży;).
Domofonu nie da się wyłączyć - projektanta tego urządzenia powiesiłabym na jego własnym dziele. Możliwe że za jaja.
Ale znalazłam sposób na potwora - jak nie da sie wyłączyć to należy przynajmniej ściszyć. Efekt można podziwić na poniższym zdjęciu:



Na potworze znajdują się: polar Zuzi, kapelusz Zuzi, mój kapelusz, szalik Zuzi, drugi szalik Zuzi i na wierzchu mój reprezentacyjny włochaty szal. I wiecie co? to DZIAŁA :) Piski ledwie słychać i Zuza już się nie budzi:) Tylko potrzeba odrobinkę wprawy żeby podnieść słuchawkę nie zrzucając tego całego majdanu z hałasem na podłogę :)
Hasło na dziś: "Potrzeba matką wynalazku!"
:)

5 komentarzy:

Sabina pisze...

Skąd ja to znam! muszę wypróbować patent. Pozdrowienia dla mamy Zuzi od mamy Zuzi

Cuilwen pisze...

Polecam, skoro przy mojej Zuzi działa to przy Twojej też powinien :)
Również pozdrawiamy serdecznie:)

rillia pisze...

U nas jest taka sama sytuacja. Mam ciekawy numer mieszkania i każdy pod niego dzwoni. Nie da się wyłączyć domofonu, ale da się z niego wypiąć sam kabelek. Wciskam Go z powrotem jak Dziewczynki budzą się z drzemki.
Pozdrawiam!

rillia pisze...

Kabelek od słuchawki:P Nie dopisałam:D Pooglądaj sobie od spodu domofon.

Cuilwen pisze...

Juz próbowałam, to była jedna z pierwszych rzeczy które mi przyszły do głowy:) Po wyjęciu kabelka od słuchawki nasz domofon nadal dzwoni :) Przez dłuższy czas myślałam że to działa, ale to po prostu był zbieg okoliczności - wtedy akurat nikt do nas nie zadzwonił w sosownej porze:P Iluzja prysła pewnego dnia kiedy akurat przyszedł listonosz, domofon piszczał jak oszalały a ja nie mogłam odebrac bo słuchawka była odłączona :D