Miałam zjechać w osiedlową uliczkę, pod blok mojej mamy, ale rzuciłam okiem i zobaczyłam, że strasznie tam zastawione, auto na aucie. Wystraszyłam się, że niechybnie porysuję nasz świeżo wyklepany pojazd i... zawiesił mi się proces decyzyjny ;P Nie wiedziałam skręcać w ten gąszcz czy jechać do następnego zjazdu, więc zrobiłam coś pośredniego, kompletnie bez sensu - władowałam się na skos przez chodnik na trawnik pod blokiem;P Mąż zniósł to ze spokojem, godnością i kamienną twarzą ;) Akurat dwa z zastawiających uliczkę samochodów wyjeżdżały, zrobiło się więcej miejsca, więc dostojnie przetoczyłam się przez trawnik, zjechałam tam gdzie trzeba i jakby nigdy nic podjechałam na parking i nawet udało mi się prosto ustawić (wrrr, parkowanie - męski, szowinistyczny wynalazek...;).
Koleżanki, którym to opowiedziałam, wykazały dużo zrozumienia, większość z nich miała za sobą co najmniej jedno takie doświadczenie ;) Cóż, nigdy nie twierdziłam, że będzie ze mnie dobry kierowca :)
Dodatkowo później otrąbiono mnie na skrzyżowaniu i to zupełnie niesłusznie, na szczęście jestem odporna na nerwowych kretynów, mogą trąbić, mrugać światłami i wygrażać mi przez okno, wisi mi to kalafiorem. Jak się komu spieszy to polecam licencję pilota i zakup helikoptera, a ode mnie precz ;)
Dziś odmówiłam współpracy za kierownicą, wykańczają mnie skurcze i bardzo się boję. Gwoździem do trumny były rodzinne zakupy. Kto próbował zapełnić dobrem wszelakim dwa wózki w supermarkecie, z towarzyszeniem dwójki ruchliwych dzieci, ten wie o czym mówię. Pod koniec myślałam, że pozabijam własne potomstwo; chodziłam zgięta wpół, opierając się o to co było pod ręką i modliłam w duchu o chwilę spokoju na zebranie myśli.
Wkurzały mnie współczujące spojrzenia, którymi szczodrze darzyły mnie pańcie w średnim wieku, nawet się z tym nie kryjąc. Najwyraźniej widok kobiety prowadzącej dwójkę dzieci i oczekującej trzeciego jest czymś absolutnie wstrząsającym w popularnej galerii handlowej. Dziecioroby powinny gnić w domu i nie rzucać się w oczy.
Moja mantra na dziś: "jestem kwiatem lotosu na spokojnej tafli jeziora". Chociaż w moim wykonaniu brzmi to bardziej jak: "jestem k***a pi*******ym kwiatem je****go lotosu na ku****ko spokojnej tafli pi******go jeziora." Ach te ciążowe nerwy. Hormony rządzą. Mam nadzieję, że mi przejdzie, zanim kogoś zabiję.
4 komentarze:
He, he, he, że tak powiem. Teraz wiesz, jak się czułam na zakupach z chłopakami. Tylko mi powiedz, czy u Was też pół Wawy wie, że akurat TWOJE dzieci są w supermarkecie? Bo u nas niestety tak. Wcale się nie boję, że Kuba mi zginie jak zniknie z oczu. Doskonale go słyszę z drugiego końca sklepu ;) Dzieci to potwory, a przy sklepie powinien być znaczek - zakaz wejścia dla dzieci, przyjemność zarezerwowana dla rodziców.
Co do kierownicy - zaparkowałam kiedyś tak "ściśle", że mój m. musiał sklapnąć lusterka, żeby wyjechać i nie urwać lusterek sąsiadowi. I nadal twierdzę, że wymiar miejsca postojowego wg normy 2,3 na 5 powinno się zmienić na 3,3 na 5 ;)
No, to jesteś miszczyni, podziwiłam. Ja jak nie mam przed sobą miejsca na co najmniej dwa samochody to nawet nie podchodzę do parkowania ;) Jak już będę zajeżdżać własnego autotrupa to wtedy mi będzie wszystko jedno, ale póki co, wolę nie sprawdzać granic mężowskiej cierpliwości ;)
No tak, mamy szczęście że w Wawie jesteśmy anonimowi. Ale to ma też minusy, już nam raz Zuza zginęła w markecie, myślałam, że umrę na zawał, dlatego mam teraz takiego stresa na każdych zakupach.
Patrz, a Kuby nikt nie chce :( W sumie to nawet się nie dziwię ;)
Kochana też tak miałam z parkowaniem, teraz już lepiej ale nie rewelacyjnie. Mam problem z dojazdem na własną działkę, bo tam wąsko, na jedno auto i zawsze mam stres, że mi będzie dane cofać się!
Prześlij komentarz