Wstałam rano, odsłoniłam okno a po drugiej stronie szyby było takie oto COŚ:
Stłumiłam histeryczny wrzask, który już wyrywał mi się z gardła, zamknęłam okno i pobiegłam błagać męża, żeby TO jakoś zabrał. Nie lubię robali. Prawdę mówiąc, to się ich boję, a takie wielkie koniki polne jak ten przerażają mnie wyjątkowo.
Zanim mąż dotarł do balkonu TO sobie samo poszło. Na szczęście.
Po dniu spędzonym pracowicie na przygotowaniach do remontu oraz obsługiwaniu rodziny w zakresie bieżących potrzeb, zafundowałam sobie relaksujący wieczór. Zdecydował o tym Wewnętrzny, który zlazł tak nisko, że bałam się ruszyć, żeby go hmmm... nie zgubić. Relaks polegał na obraniu, ziarenko po ziarenku, kilograma gotowanego bobu. Ania z entuzjazmem pomagała mamie. Zawsze to ciekawsze, niż zapuszczanie korzeni przed tv.
Jestem tak zmęczona, obolała i przybita ilością rzeczy do zrobienia, że popadam w stan otępiałej obojętności. Usiłuję wykrzesać z siebie trochę chęci do życia, ale bez większych sukcesów.
3 komentarze:
no,mi się chce wyć w poduszkę
nic więcej.
To wyjemy chórem, ja co noc płaczę.
Ewa, wyglądasz zjawiskowo? Cokolwiek przytyłaś w tej ciąży?
Prześlij komentarz