czwartek, 1 września 2011

Dzień jak codzień

6.30 - otwieram zapuchnięte oczy. Mateusz stęka. Ania wchodzi do sypialni i scenicznym szeptem oznajmia, że się wyspała.
6.30 - 7.00 - umyć Anię, przewinąć wrzeszczącego Mateusza, nakarmić wrzeszczącego głodnego Mateusza, umyć Zuzię, ponosić wrzeszczącego zarzyganego Mateusza, ubrać Anię, przewinąć wrzeszczącego  Mateusza, ubrać Zuzię, przebrać wrzeszczącego zalanego mlekiem Mateusza, uczesać Anię, ponosić wrzeszczącego Mateusza, uczesać Zuzię, nakarmić wrzeszczącego Mateusza. W międzyczasie umyć się i ubrać w ciuchy w miarę do siebie pasujące, uczesać się. Na makijaż nie ma już szans. Śniadanie na szczęście robi małżonek.
7.00-7.15 - zgromadzić aniną wyprawkę przedszkolną, załadować na wózek, ubrać Mateusza, ubrać Anię do wyjścia, przewinąć Mateusza bo zrobił kupę, złapać Anię zanim ucieknie na klatkę schodową, pokarmić Kluska, bo przy przewijaniu się wkurzył, wyjść.
7.15-7.30 - droga do przedszkola. Ania śpiewa radośnie "idem do kikoja idem do kikoja, bedem sie bawila" :) Mateusz zasypia. Chyba się zmęczył intensywnym porankiem.
7.30 -7.45 - Przedszkole. Zaparkować wózek przed budynkiem (do środka się nie zmieści), wyciągnąć zaspanego Mateusza z wózka, załadować do chusty, wziąć wszystkie torby, wejść do środka. Ania zostaje płynnie przejęta przez miłą "ciocię" i nawet się nie ogląda, żeby mamie powiedzieć "papa".
7.45-8.00 - powrót do domu. Mateo wyje.
8.00-8.30 - galop po szybkie zakupy.
8.30-9.00 - czynności okołodomowe, przerywane efektami akustycznymi made by Mateusz.
9.00 - 9.30 - droga z Zuzą do szkoły.
9.30-10.00 - Szkoła. Przed budynkiem skłębiony tłum dzieci i rodziców, hałas, zamieszanie. Mateusz wyje w wózku, Zuzia chce natychmiast siku, mąż poszedł się rozejrzeć i nie mam z kim zostawić wózka z zawartością, Zuzia coraz bardziej chce siku już natychmiast teraz, na szczęście jak istny deus ex machina pojawia się sąsiadka. Galop w poszukiwaniu toalety. Przemówienie Pani Dyrektor, Mateusz wyje jak syrena przeciwmgielna, tłum, nie ma gdzie usiąść spokojnie, więc wyciągam go z wózka, zawijam w kocyk i zatykam smoczkiem. Wędruję tam i z powrotem z uczepioną spódnicy szalejącą Zuzią i wierzgającym Kluskiem na rękach, usiłując pochwycić strzępki ogłaszanych informacji. Dzięki Bogu za sąsiadkę, ona zapisze co trzeba. Dzieci zbierają się w grupach, idziemy do sali (szkoła świetna, świeżo zbudowana, zerówki w osobnym skrzydle, sale z łazienkami i szatniami, zabawki, stoliki jak w przedszkolu, czysto, świeżo, panie b. miłe).Klusek zasypia. Kilka minut pogadanki dla rodziców, potem dzieci zostają w sali na pierwsze zajęcia.
10.00-12.00 - czekam na zakończenie zajęć pod salą. Mąż jedzie kupować wyprawkę zerówkową. Klusek śpi. Z dużym wyczuciem chwili budzi się głodny akurat wtedy, kiedy schodzą się rodzice poodbierać dzieci, więc siedzę w szatni świecąc cycem, dopóki się nie naje. Zuzia szaleje wokół. Litości.
12.00-12.30 - powrót do domu. Mateusz szczęśliwie śpi, Zuzia  wlecze się pięć kroków za mną i jęczy że jest głodna, ale było fajnie, boli ją brzuch, jest zmęczona, jutro też pójdzie do szkoły, chce usiąść, chce lody, mamo chodźmy kupić lody, bo jak nie to ci nie będę pomagać przy braciszku mamo, czy mogę iśc na plac zabaw, ja chcę na trampolinę mamo, teraz, a pójdziemy po Anię, ja chcę z tobą pójśc po Anię. Boli mnie gardło. Jestem za lekko ubrana, marznę. Bolą mnie nogi. Nie chce mi się ust otwierać i powtarzać sto razy tego samego, Dobry Losie czy to dziecko nie mogłoby na chwile zamilknąć?
12.30-13.00 - dopiero co weszłam do domu i złapałam kanapkę, małżonek pyta czy aby robię obiad. Nie, ale mogę zacząć. W międzyczasie nakarmić i  przewinąć Mateusza.
13.00-13.30 - galop z Mateuszem w wózku do apteki, potem po Anię do przedszkola. Ania nie chce wyjśc ona będzie śpić, niech mama przyjdzie później. Wychodzę. Goni mnie wychowawczyni - Ania zmieniła zdanie. Tylko ci mozie wziąć kjójika? Może. "Mam kjójika, mam kjójika, bedziem ź nim śpić!"
13.30-13.45 - powrót do domu. Bez jęków, marudzenia, narzekania. Jak to jest, że Ania rzadko marudzi? Chyba starsza siostra wyrabia normę za dwie.
Mateusz po porannych traumach wisi na piersi non stop, usiłuję zrobić cokolwiek, dom tonie w bałaganie i syfie, ale nic mi się nie udaje. Wizyta teściów. Późnym popołudniem Klusek rozpacza już na wysokich obrotach i nie daje się uspokoić niczym. Boli mnie głowa, z minuty na minutę coraz bardziej. Butelka hydroksyzyny w szafce kusi. Wypiłabym wszystko na dwa łyki, i obudziłabym się za kilka dni. Albo nie.
Jest wieczór, słaniam się na nogach, z głodu pewnie też, bo nie zdążyłam dziś zjeść nic oprócz trzech kanapek. Ale ogólnie dzień można uznać za udany. Dziewczynki zadowolone, może nie będą stawiać oporu systemowi edukacji. Jutro będzie lepiej. Musi być :)


10 komentarzy:

Paulina pisze...

Taak, całkiem zwyczajny ten dzień :-) Duży hugs za optymistyczne podejście do tematu - jak Ty to robisz?

delfina pisze...

Będzie lepiej , będzie ... fart , ze w tym dniu mąż był pod ręką , bo samej to .... uuuuuuuuuu.
Klusek , a Ty tu słuchaj ciotki i bądź łagodniejszy dla mamy ;)... to mówi ciotka , która do kibla latała z dzieciarem na cycyku , żeby tylko nei ryczał , bo drugo wtedy walił głową w ściany z całej siły :)
U mnie pierwszy dzionek minął z rykiem młodszego od rana przy wtórze śmiechu starszaka , który w przedszkolu w porze poobiedniej wstrzął alarma na piętrze swym rykiem , aż młodsze na dole słyszło:D
Czekam z neicierpliwością na pawie w wykonaniu moich dzieci tuż przed wyjściem do przedszkola :D Damy rade:D

Arantalanthas pisze...

Dżizas :(

A mam pytanie

czy on dobrze siedzi?:

http://3.bp.blogspot.com/-Xy9FcSreoDs/TmBd_8kd4EI/AAAAAAAACJg/gx4V96cARNk/s1600/Obraz%2B478.jpg

Cuilwen pisze...

Z tego co widzę, moim zdaniem wygląda dobrze :)

Cuilwen pisze...

Paulina, mój optymizm jest odwrotnie proporcjonalny do liczby dzieci przebywających w pobliżu, więc największy bywa wieczorem, kiedy towarzystwo idzie spać ;P Gdybym pisała tego posta w ciągu dnia to rzucałabym k***ami w co drugim zdaniu ;)

Delfina, z szacunkiem przyznaję, że masz bardziej przegibane niż ja... Trzymaj się kobieto, pocieszmy się myślą, że to wszystko minie... kiedyś. Chyba ;) Prawdopodobnie ;)

KORONKA pisze...

Życie Matki Polki :-)

Małgorzatka pisze...

to co, może się popocieszamy? Ja zaczynam:
nadchodzi weekend!

;-P

PS.Chustowanię się udało, cudowny wynalazek jeżeli chodzi o spacery;-)

Cuilwen pisze...

O matko, znowu weekend ;)

Gratulujemy udanego chustowania :)

Kajka pisze...

He, he, ładny dzionek nie ma co. Zmieniłabym imiona, wywaliła męża, dodała oćca, który dzwoni i pyta czy już zrobiłam projekt i w ogóle kiedy już przyjdę pracować, wyłączyła fonie najmłodszego i tak jakby się zgadzało. Ewka, będzie lepiej. Jak będą dorośli ;)))) Wiem jedno, nie będę dobrą i opiekuńczą babcią.

Cuilwen pisze...

Kaja, też nie będę dobrą babcią ;) Ale Ty przynajmniej pracujesz i w Twoim zawodzie będziesz pracować dłuuugo. I będziesz mogła wnukom nianię zafundować ;) A ja to się chyba rozpędzę i o ścianę zabiję ;)