czwartek, 23 lutego 2012

Nierówna walka

Walczę o dobry humor. Sama ze sobą. I sromotnie przegrywam.
Zamknięta w domu, sama z dziećmi i swoimi niewesołymi myślami, szarpię się z Mateuszem Nieodkładalnym.
On chce się przemieszczać. Nie umie. Ja nie chcę się przemieszczać, tylko wreszcie usiąść. Herbatę wypić. W ścianę się pogapić. Albo zrobić pranie. Wyprasować. Posprzątać. Tak tak, sprzątanie awansowało do rangi upojnej rozrywki. Pod warunkiem, że nie ma w pobliżu bachorów.
Matka się poddaje, kładzie syna na łóżku, prostuje obolałe plecy, wychodzi. Syn wrzeszczy aż ściany drżą. Matce  drętwieją wszystkie nerwy, ale jeśli wróci tam, podniesie ten wyjący tobołek i zrobi jeszcze kilka kilometrów po korytarzu, niechybnie wkrótce napisze o niej Super Express - "Wyrodna matka utopiła dziecko w sedesie."
Trwam, odliczając minuty do wieczora, kiedy dzieci pójdą spać i wreszcie wolność. Z tą wolnością niewiele da się zrobić, może jedną stronę książki przeczytać, może pół stroniczki byleczego napisać. I  paść. Przetrwać noc. A jutro od rana znowu odliczać minuty.
Pomocy.

Och, właśnie się zorientowałam, że dziś Międzynarodowy Dzień Walki z Depresją.  Buhahaha, zarechotałam sardonicznie.

14 komentarzy:

Paulina pisze...

Proponuję porechotać razem :( w kupie raźniej, jak mawiają...

Cuilwen pisze...

No to już :PP

delfina pisze...

rechhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhh, rechhhhhhhhhhhhhhhhhhhhh

Gabryjelov pisze...

U nas to samo!!!Dziec nie odkładalny wręcz.Non stop na rękach...czepia się jak rzep moich włosów i tyle ile złapie tyle wyrwie...jakaś masakra.Ostatnio kroiłam nawet pomidora nożem trzymając ją na rękach...ech

GOSIA pisze...

piękny ten tekst o mommy jest, razem z tym rolling pin! Może powinnam częściej dzierżyć to to w rękach kiedy mówię do swych dziatek??

Małgorzatka pisze...

A ja godzę się z syfem, burdlem, kamieniami, piaskiem, resztkami farby na panelach i brudnym kiblem dopóki ktoś mi nie umyje.

Noszę młodego cały Boży dzień, pokazuję mu co robię i tyle. Nie myślę o tym, że mogłabym go odłożyć, bo po prostu się nie da. Na rękach też piszczy, wypręża się i sam nie wie co.
W nocy mi wyje co pół godziny i nie, że zje czy tam powisi na cycu...oj nie. On chce być noszony, głaskany, masowany, przekładany, jak pierdnie to zasypia :/
Ale przyzwyczaiłam się, że jeszcze pół roku będę go nosiła i noce będą właśnie tak wyglądały, decydując się na niego w sumie nie myślałam, że będzie inaczej, Hela urządziła mi piekło od pół roku do roku więc luzik:) Gorzej chyba mieć nadzieję, że młody przestanie płakać po odłożeniu. Nie może, trudno.

I muszę Cię zmartwić ale Klusek raczej nie zmieści się do toalety:D

Małgorzatka pisze...

na ogarnianie ogólnodomowe mam czas w sumie tylko od 5:00 rano do 7:00, wtedy wykonuję część czynności czyli kibel i kuchnia właśnie, ewentualnie zamiecenie dostępnych pomieszczeń....
Mąż wstaje o 3:00 żeby sobie pograć więc jak już o tej 5:00 młody się obudzi to przekazuję mężowi;) W dzień nie ma szans na ogarnianie na bieżąco. Ewentualnie jakieś czynności, które da się wykonać jedną ręką, nie naruszając spokoju młodego:P
Życie!

Cuilwen pisze...

Przy Ance właśnie byłam taka pogodzona z losem, ale teraz ni cholery nie umiem się pogodzić, już za dużo tego. Nie ma dla mnie życia bez czytania, i co i raz wpadam w szał, kiedy patrzę na rosnący stos nieprzeczytanych książek. Chcę się zapisać na egzamin z angielskiego ale muszę się jakoś przygotować, pouczyć, poćwiczyć, nie mam kiedy. Ogólnie szlag mnie trafia. Cofam się w rozwoju. Boleśnie.
Małgorzatka, Ty jesteś dziesięć lat młodsza ode mnie, na wszystko jeszcze masz czas, mnie czas już się pomału kończy :/

Cuilwen pisze...

Ale dobrze wiedzieć, że nie tylko ja mam przerąbane :P
Trzymajcie się, uciemiężone Siostry :P

Cuilwen pisze...

Wałki w dłoń! :P

Małgorzatka pisze...

:*

ha,ja też czytam książkę po parę stron dziennie gdy młody ma drzemkę, bo mi się należy a nie tylko przy garach i zamiataniu.

Co to za egzamin? i po co?

ej, jesteś o kolczyk, fryzjera i glany dalej !
;)

Anna pisze...

A można też inaczej... http://bandastaregonowaka.blog.onet.pl/

kateplum pisze...

ech... mi 10lat temu jak-bylam-mloda-z-2-dzieci mowili "masz jeszcze czas". 9lat pozniej faktycznie poczulam luz... ale potem luz wrocil do stanu sprzed 10lat... ksiazki czytam na telefonie, bo sie strony nie plamia i kartek obracac nie trzeba... nie czuje sie pogodzona z losem, ale wiem ze nic nie poradze... trzeba przeczekac - znow... jak mloda fika przez pol nocy 'bo tak' to mnie trafia cos, ale tylko na chwile. minie. kiedys. chyba. a nawet jak nie to co z tego... ashes to ashes, dust to dust.

Cuilwen pisze...

Chcę mieć jakiś papier że znam angielski, pewnie jak już się uwolnię od smyczy to będę uczyć ulubionego języka. A jak nie, to przynajmniej sobie udowodnię że mogę.
Też próbuję czytać jak młody śpi wieczorem, ale zasypiam. Słucham audiobooków i też zasypiam :)

Kateplum, otóż to, ashes to ashes, trafiłaś w sedno :)