piątek, 21 września 2012

Matka też człowiek

Ranek. Za oknem ciemno. Mateo od dawna nie śpi, niecierpliwie łazi po mnie i gulgocze coś w swoim języku. Szczypie. Gryzie w ucho. Litości, ja chcę spać. Nic z tego... Trzeba wywlec zewłok z łóżka i rozpocząć ten nowy, piękny dzień.
Dziewczynki też już na nogach. Dzięki Bogu za Cartoon Network.
Kiedy tylko mnie widzą, obłażą mnie jak stado makaków. Mamo, a zrób mi na śniadanie kanapkę z chałką i miodem. Albo nie, ja mogę zmienić zdanie, to ja chcę serek. Albo się zastanowię. Mamo, a gdzie jest mój miś? Poszukaj mojego misia. A ja chcę założyć spódniczkę. Ale nie tę, ta ma guziczki, one są brzydkie. Chcę bez guziczków. Nie założę tych rajstop, chcę inne. Daj mi soczek. Nie w tym kubeczku, chcę w tym zielonym. I rurkę mi daj. Nie wypiję bez rurki. Daj mi do szkoły batonik. Nie ma batonika? Eeeeeeeeee, ja chcę batonik, daj mi! Chcę!
Mikroskopijny, poranny zapas cierpliwości bardzo szybko się wyczerpuje. Dzieci, dajcież mi się za przeproszeniem wysikać w spokoju!!!! Boli mnie głowa, muszę się napić herbaty. Jestem głodna. Muszę się ubrać. Muszę zebrać myśli. Muszę się uczesać. O prysznicu nie ma co marzyć, ale chociaż twarz bym umyła...
Hałas narasta. Mamo, ona mnie szczypie! Ale ona mnie uszczypnęła pierwsza! Matju piszczy. Mamo, czy różowy pasuje do brązowego? A zrób mi warkoczyki! Ja też chcę warkoczyki! Albo nie, zrób mi kucyki. Trzy!
Bum. Cierpliwość szlag trafił. Ostatkiem sił powstrzymuję się przed pogonieniem towarzystwa na cztery wiatry. Powoli odwracam się i nie reagując na krzyki, kieruję się w stronę kuchni. Wstawiam wodę na herbatę. Konsekwentnie ignoruję wszystkie żądania. Szybko robię kanapkę, siadam, jem. Pociągam łyk earl greya i czuję jak pomalutku wsącza się we mnie życie. Ubieram się. Jeszcze łyk herbaty. Trzy głębokie wdechy. Dokładnie osiem minut zajęło mi przejście ze stanu "zombie" do trybu operacyjnego. Jestem innym człowiekiem. Nie pozwolę sobie dać się zadeptać małym stópkom.
Dobra, dawajcie mi tu ten dzień. Dam radę.


9 komentarzy:

Małgorzatka pisze...

o kurdę.Jesteś wielka!!

Cuilwen pisze...

;) niestety nie zawsze ;)

Mila pisze...

I tak codziennie? ;-)

Dzisiaj w sklepie patrzyłam na młodą jeszcze kobietę, u której spódnicy wisiały dwie, na oko pięcio- czy sześcioletnie panny wyjące o lizaka i myślałam sobie, jaka jestem na razie wolna i szczęśliwa... ;-)

Mila pisze...

I zajebiste masz te swoje nowe włosy, wspominałam, nie? ;-)

Paulina pisze...

Ekhm.. a czy Twoje dzieci wiedzą, że matka tez człowiek? ;) bo moje nie :D

Cuilwen pisze...

Mila, ciesz się szczęściem i wolnością :P U mnie to zazwyczaj tak wygląda rano, jak jest małżonek to nieco lepiej bo on im robi śniadanie :)

Paulina, dzieci nie wiedzą, ale TY masz wiedzieć ;) I pamiętać o tym ;) Jak sama o siebie nie zadbasz to nikt tego nie zrobi, niestety... Czasem trzeba być samolubnym, żeby nie zwariować :) Mogłabym zająć się nimi najpierw i olać swoje potrzeby, ale wtedy byłabym zła i miała pretensje do nich. A tak, poczekały kilka minut, nie umarły od tego, a ja się ogarnęłam... Długo mi zajęło, żeby się na to zdobyć :/

Cuilwen pisze...

Mila, btw - masz super bloga, z przyjemnością przeglądam, chociaż wstyd mi za moje czytelnicze braki ;)

Cuilwen pisze...

A, i dziękuję za komplement w imieniu włosów :PPP

erec pisze...

Przyklad idzie z gory - zostawilam na chwile mlodego pod opieka starszej siostry i zabronilam zostawiania go samego. Wracam - mloda musiala isc do toalety i zabrala brata ze soba :P