Ogłaszam rozpoczęcie... roku szkolnego i sezonu chorobowego. Boli gardło, głowa i portfel. Wyprawka pierwszaka przyprawiła mnie o wytrzeszcz oczu z osłupienia. Tajemnicą pozostanie dla mnie po co siedmiolatkom profesjonalne pastele olejne. Na przykład.
Mateusz nadal jest chory. Gorączka wprawdzie spadła ale doszedł mocny akcent w postaci biegunki. Młody zdążył zapaskudzić pół łazienki, zanim udało mi się założyć mu pampersa. Czekam na dalszy rozwój sytuacji.
Sezon chorobowy dopadł i mnie - w ciągu kilku godzin wyhodowałam sobie ostre zapalenie zatok. To, co cieknie mi z nosa nie nadaje się do opisania na publicznym blogu. W mojej biednej głowie wybuchł granat, nie bardzo mogę chodzić bo obijam się o ściany, a każde pochylenie skutkuje uderzeniem obolałego mózgu o czaszkę i rozbłyskiem wielu konstelacji przed zapuchniętymi oczami ;)
Skończyło się rumakowanie, mówiąc słowami wieszcza. Od jutra orka na ugorze - przyprowadzanie i odprowadzanie Zuzi ze szkoły. Dodatkowym utrudnieniem w tym roku jest fakt, że życzliwa sąsiadka wróciła do pracy, więc nie ma z kim zostawić Matju w sytuacjach awaryjnych. Oprócz Zu będę odbierać dwie inne dziewczynki, które będą czekały u mnie na powrót rodziców. W zamian Zu będzie wożona do szkoły samochodem w te trzy dni, kiedy zajęcia będą rozpoczynać się rano...
Do tego powinnam przejąć obowiązek odprowadzania Ani do przedszkola, jako że zamknięto nam ulicę, i małżonek nie może podjechać pod przedszkole w drodze do pracy.
Sprawę odprowadzania i odbierania ze szkoły mogłaby nam uprościć świetlica, ale niestety... Są tylko 4 nieduże sale świetlicowe i zgłoszono do nich już 600 dzieci. Matka opieprzająca się w domu nie ma szans. A że ma małe dziecko, które może chorować? Ech, kogo to obchodzi. Najwyżej Zu opuści kilka tygodni szkoły, kto by się tym przejmował.
2 komentarze:
no to koniec laby (hehe, teraz ten wakacyjny kieracik zachciało mi się labą nazywać...). A dopiero co tęskniłyśmy aby dzieciaki już sobie wreszcie poszły do szkoły..
;) Matkom nigdy nie dogodzisz :P
Prześlij komentarz