Zima bez niemowlęcia na stanie okazała się nie taka straszna :) Patrzę za okno i czuję jak wraca mi miłość do śniegu, mrozu, puchowych kurtek i ciepłych butów :) W czasie porannego spaceru do przedszkola Średnia dziczy na śniegu jak pijany zając, Kluś śpiewa w wózku, opędzając się od mokrych płatków, lecących mu na buzię (synek zdecydowanie moich lodowatych sympatii nie podziela ;) a ja cieszę się rześkim powietrzem i tym jedynym w swoim rodzaju zimowym spokojem.
Nie miałabym nic przeciwko temu, żeby spędzić kilka dni na mroźnych wakacjach... Marzy mi się pobyt w lodowym hotelu :P Takim jak ten w Finlandii, w pobliżu Alty:
Kto wie, może jak dzieci podrosną ;) Mam dużo czasu, żeby przekonać mojego ciepłolubnego małżonka ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz