niedziela, 17 marca 2013

Niespodzianka

Niedziela. Pobudka z bólem szyi. Nie mogę podnieść rąk. Mateusz jęczy. Dziewczynki marudzą. Wstaję i zaczynam orkę. Na początek zmieniam się w kelnerkę, pytam co dzieci życzą sobie na śniadanie. Zbieram pietrowe zamówienia i udaję się do kuchni, gdzie przeobrażam się w kucharkę. Nie zapomnieć o tym i o tamtym, ta lubi masło, tamta nie lubi, nie wolno ukruszyć plasterka topionego sera bo "zepsutego" nie zjedzą, obciąć skórkę z plasterka szynki, ta chce chleb, ta bułeczkę. Mamo przynieś mi wodę. Ja chcę soku. Nie ma soku. JA CHCĘ SOKUUU! A guzik mnie obchodzi, czego ty, dziecko, chcesz, ja na przykład chcę pojechać na Wyspę Księcia Edwarda i zamieszkać w drewnianym domu z kominkiem. Chcieć to sobie można, nie ma i już.
Mateusz nie chce jeść, domaga się piersi, wisi na mojej nodze i gryzie mnie w kolano, auć. Muszę go w końcu odstawić, karmienie mnie dobija, ale powstrzymuje mnie znany wszystkim matkom strach przed odstawieniową logistyką. Nie zniosę więcej wrzasku, oszaleję.
Dziewczynki jedzą, z większą lub mniejszą niechęcią. Czas zadbać o siebie, szklanka pepsi (tak, złamałam się, w przewidywaniu ciężkiego weekendu zaopatrzyłam sie w butelkę mojego kosmicznego paliwa), kanapka z szynką, pieczoną papryką i górą majonezu. Pieprzyć kalorie, pomyślę o tym jutro.
Mateusz odczepia się ode mnie i znika. Nie mam sily sprawdzać co robi. Błąd, błąd błąd.
Po śniadaniu idę do łazienki.
Staję w drzwiach i smród uderza mnie jak młotek. Patrzę z niedowierzaniem na otwarty sedes, plamy z rzadkiego gówna na wannie, podłodze i rozrzuconych w pobliżu zabawkach. Wszystko dokladnie zaplątane w rozwiniętą rolkę mokrego i upapranego gównem papieru toaletowego. Zuzia nie spuściła wody, Mateusz zająl się resztą.
Łzy bezsilności stają mi w oczach. Czym sobie na to zasłużyłam?
Zabieram się za sprzątanie. Smród jest okrutny, wymiotuję raz i drugi, moje śniadanie szlag trafił. Cały czas boli mnie szyja. Rzygam i płaczę.
Juz nie mam siły.

7 komentarzy:

spektrum koloru pisze...

tule mocno.... masakra... ja bym chyba wyszła trzaskając głośno drzwiami. gdziekolwiek....

Unknown pisze...

Kochanie:* tulę mocno... przetrwaj...dasz radę, wierzę w Ciebie <3

Paulina pisze...

boshhh... byle do wieczora...

Mila pisze...

Mogę Ci powiedzieć, że podziwiam Cię z całego serca? Tym razem bez żartów, szczerze.
Czasami myślę sobie, jak mi ciężko, jaka jestem zawalona studiami, pracą, stażem, zleceniami.
A później patrzę na moją bratową, która ma jedno (!) dziecko i na to, jak jest przy nim cały dzień uwiązana, czytam Twojego bloga i myślę sobie, że mam naprawdę lekkie, pozbawione wstrząsów życie.
;-*

Cuilwen pisze...

Mila i o to chodzi :D
cmok! :*

Ja czasem czytam o chorych dzieciach, o tym co przechodzą rodzice w szpitalach i tak dalej i moje zycie wydaje mi się lekkie i pozbawione wstrząsów ;)

Mamusia pisze...

Przytulamy bardzo mocno :( :*

amelgabkos pisze...

wierze...w pale mi się to mieści...cóż tu mówic...życie matki jest pełne niespodzianek...ale dajesz radę dzielna kobieto:)