Czytam sobie TEN artykuł.
Ludzie Sukcesu dzielą się Najlepszą Radą, Którą Otrzymali w Życiu. Ewangelia zwyciężania.
Czytam i kłębią mi się myśli. Niektóre stwierdzenia są głęboko mądre. Inne to zwyczajny bulszit.
Ale nie w tym rzecz.
Rzecz w tym, że nagle poczułam, że rozbijam się o grubą szybę. Za którą toczy się Lepsze Życie. A może Prawdziwe Życie. Albo Jedynie Słuszne Życie. Nie wiem. Ci ludzie są prawdziwi. Im podobni są prawdziwi. Ja nie jestem prawdziwa. Jestem kurzem, który Matka Natura energicznie strzepuje z ciała ludzkości.
Patrzę i myślę, że równie dobrze mogłabym być na Marsie. Albo nie być wcale.
Patrzę i czuję, jak dymi moja percepcja. Wszystko rozmywa się na brzegach. To, czego byłam stuprocentowo pewna na przykład w piątek, dziś jest tylko niezbyt prawdopodobną hipotezą. I odwrotnie. Wczoraj było dobrze, dziś nie, a jutro i tak będzie inaczej. Kwestia nastawienia. Nieważne są okoliczności, ważna jest nasza reakcja na nie. A ta jest zmienna i płynna. Więc płynie. I nie ma się czego trzymać.
Zmiana mnie przeraża. Zmiana mnie pociąga. Zmiana mnie nie obchodzi. Co to jest zmiana?
Obserwuję tę Paradę Wybrańców Losu, którzy machają zachęcająco swoim sukcesem jak modelki Victoria's Secret odzianymi w jedwabie cyckami rozmiaru H. Nie znają mnie. Ja nie znam ich.
Jako mieszkanka Marsa, nie lubię czytać motywacyjnych tekstów oraz poradników. Tutejszy język jest mi obcy. Nie rozumiem i nie jestem rozumiana. Lepka pajęczyna uświęconych warunkowań tylko czeka, żeby mnie okleić i skierować na ścieżkę sukcesu. Czymkolwiek by on nie był. Succeed or die trying.
Gnothi seauton. Czyli "poznaj siebie". To chyba jedyny poradnik, którego naprawdę potrzebujemy.
11 komentarzy:
Witam Cię na Marsie, też tam pomieszkuję :)
co do wujków dobra rada. Poznałam kilku w życiu, byłam blisko nich, kilku znam z dzieciństwa, szkoły. Nie chcę uogólniać i krzywdzić zdolnych osób, jednak wszyscy których znam i którzy są ceołami i innymi takimi nie trafili na swoje stanowiska przez przypadek, czy dlatego że byli zdolni. W ich przypadku to było szczęście lub grube znajomości
Ale wiesz, nawet nie wnikam JAK sie odnosi sukces. Mnie przeraża samo słowo "sukces".
Nie chcę sukcesu, chcę być szczęśliwa. I nie wiem jak, i nie wiem jak i coraz bardziej nie wiem jak.
W ogóle to mam wrażenie, że powoli wariuję.
I już nie mam gdzie uciekać.
Tez nie cierpie tego slowa, wszystko moze byc sukcesem, np. Dla rodziny niemogacej miec dzieci trojka dzieci bylaby megasukcesem :) sukcesem moze byc bycie szczesliwym, kurcze, zastsanawiam sie teraz czym zamienic slowo sukces. No i te poradniki o tym jak go osiagnac, czy jak byc szczesliwym, nie cierrrrrrpie ich.
Aha, dodam, ze tez miewam dni, kiedy czuje, ze warjuje. U mnie to chyba kryzys wieku sredniego :)
Wariuje oczywiscie :) ortografia
No to może ja też mam kryzys wieku średniego...
ufff, nie jestem sama na tym Marsie,
myslę, że jakby się rozejrzec dobrze, to Mars jest całkiem gęsto zaludniony ;)
Tym lepiej, raźniej w grupie :))))
Prześlij komentarz