piątek, 7 listopada 2014

Ciemno

Ciemno, trzecia w nocy. Niech to szlag, budzę się coraz wcześniej, coraz gorzej śpię. Nie otwieram oczu, leżę, a panika depcze mnie metodycznie jak łapy wielkiego kota. Mości się, ugniata, trzeszczą żebra, w końcu wali się na mnie całym ciężarem, wyciskając mi z płuc resztki powietrza. Poleżymy tak sobie do rana, moja panika i ja. Nikt nam nie przeszkodzi.
O czym myślę? O niczym. Nie da się myśleć, można tylko czuć, wszystkie komórki na pełnych obrotach ociekają lękiem, pływam w nim od czubka głowy po paznokcie. Pomyśleć o czymś, o czymś dobrym, bezpiecznym miejscu, tak mówią. A co to jest? Nie ma bezpiecznego miejsca, już dawno nie ma a nowego nie widać.
Kora przedczołowa podziękowała i wylogowała się z systemu a obowiązki przejęło ciało migdałowate i napierdala jak stachanowiec.
Na półce, wysoko w małej szufladce, poza zasięgiem dzieci, jest koło ratunkowe dla rozbitków, dar niebios i wielkiej farmacji, mała biała pigułka a imię jej alprazolam. Lata świetlne dwa metry ode mnie, za daleko, nie dopłynę. Wysiaduje mnie Buka i zanim się wykluję, miną jeszcze co najmniej trzy godziny.



2 komentarze:

MF pisze...

A może to przez to skażenie wodociągu?

Cuilwen pisze...

Bakterie coli rzucają się na nerki i jelita, nie na mózg ;)